Jednym z rządowych pomysłów na reformę rynku farmaceutycznego jest wprowadzenie obowiązku, aby spółki posiadające apteki należały do farmaceutów. Ministerstwo Zdrowia wspominało, że powinni mieć przynajmniej 51 proc. udziałów, ale projektu nie opublikowało. Plany tłumaczy dobrem pacjenta, ale sieci aptek uważają, że to atak na nie.
Problem w tym, że farmaceuci, którzy mieliby na reformie skorzystać, raczej nie tęsknią za rolą właściciela: zakupem udziałów w aptekach zainteresowanych jest 35 proc. z nich. Ale gdy się dowiadują, jaki byłby koszt, grono chętnych topnieje do ledwie 12 proc. – wynika z badania TNS dla organizacji PharmaNet, skupiającej sieci apteczne. W badaniu przyjęto, że apteka warta jest średnio 1 mln zł, więc 51 proc. to koszt 500 tys. zł. Drogo, ale organizacja tłumaczy, że przymus wykupu dotyczyłby aptek sieciowych z wyższą sprzedażą od indywidualnych. W wycenie jest premia za kontrolę.
Kto kupi aptekę
– Pytaliśmy pracowników, czy byliby zainteresowani zaangażowaniem własnych pieniędzy w prowadzenie apteki, i zdecydowanie przeważają opinie negatywne. Większość chce być specjalistą skupionym w 100 proc. na świadczeniu usług pacjentom, a nie przedsiębiorcą. Nie są gotowi na tak dużą i niepewną inwestycję – przekonuje mgr farmacji Aleksandra Golecka-Kuźniak, dyrektor zarządzająca siecią aptek Gemini.
Placówki indywidualne to aż 62 proc. rynku, reszta to sieci. Duże sieci, z ponad 50 aptekami, mają tylko 14 proc. rynku, ale ich udziały rosną.
– Absurdalny jest koszt apteki wyceniany na 1 mln zł. Gdyby go uznać za realny, mielibyśmy 15 tys. milionerów wśród aptekarzy. Tyle że apteki są sprzedawane za 1 zł, a kilka tysięcy z nich jest zadłużonych powyżej ich wartości – uważa Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej, która reprezentuje głównie indywidualnych aptekarzy. – Wartość firmy oceniana jest przez pryzmat potencjalnych zysków, a nie kwot wyliczanych z sufitu. Chyba że szykuje się ją pod sprzedaż dużemu inwestorowi, płacącemu za udział w rynku. Uważa, że wyniki badania pokazują, że farmaceutów chcących kupić akcje spółek aptecznych jest mimo wszystko kilka razy więcej niż punktów do ewentualnej sprzedaży.