Jeśli banki nadal chcą wypłacać hojne premie za krótkoterminowe zyski, to będą musiały utworzyć większe rezerwy na ewentualne straty – przewidują nowe brytyjskie regulacje, które mają zmniejszyć ryzyko powtórki z kryzysu finansowego.
– Niektórych bankowców znów trzeba sprowadzić na ziemię – wyjaśnia w rozmowie z dziennikiem „The Independent” Alistar Darling, kanclerz skarbu (minister finansów) Wielkiej Brytanii, który nowe przepisy ma ogłosić oficjalnie jutro.
Brytyjskie władze uznały, że przyjęty niedawno przez City kodeks dobrych praktyk wynagradzania w firmach finansowych to za mało, w sytuacji gdy sami bankowcy cicho, a media coraz głośniej, powtarzają hasło „BAB”, czyli „bonuses are back” (bonusy wracają).
Dla polityków i związkowców przykładem BAB jest wynagrodzenie, jakie Royal Bank of Scotland, uratowany przed bankructwem za pieniądze podatników, przyznał nowemu prezesowi Stephenowi Hesterowi. Może on liczyć na 9,7 mln funtów rocznie (15,7 mln dol.) przez najbliższe trzy lata, jeśli w tym czasie podwoi się kurs akcji banku. Co prawda większość pakietu Hestera to długoterminowe opcje na akcje, ale uzależnienie jego wynagrodzenia od notowań firmy to praktyka z czasów niechlubnej „kultury bonusów”, i to w banku, gdzie 70 proc. akcji kontroluje teraz Skarb Państwa.
Hasło „BAB” powtarzają też media w USA, gdzie coraz więcej instytucji zwraca rządową pomoc, by uciec przed ograniczeniami dotyczącymi wysokości wynagrodzeń. Bankowy gigant inwestycyjny Goldman Sachs, który niedawno oddał 10 mld dol. ratunkowego wsparcia, może zwiększyć swój tegoroczny budżet na wynagrodzenia (płace, premie i benefity) do rekordowych 20 mld dol. – przewiduje na bazie prognoz analityków „The Wall Street Journal”.