Węgierski parlament głosuje dzisiaj nad ustawą wprowadzającą poważne zmiany w organizacji władz Węgierskiego Banku Narodowego (MNB). Przewiduje ona m.in., że szef MNB straci, na rzecz prezydenta i premiera, możliwość wyznaczania wiceprezesów, a węgierski odpowiednik Rady Polityki Pieniężnej zostanie powiększony z siedmiu do dziewięciu osób. Europejski Bank Centralny ostrzegł w czwartek, że ustawa ta może poważnie ograniczyć niezależność MNB.
Centroprawicowy rząd Węgier kierowany przez Viktora Orbana może się jednak posunąć jeszcze dalej w walce o bank centralny. Komisja Konstytucyjna parlamentu zgłosiła bowiem poprawkę przewidującą połączenie MNB z nadzorem rynków finansowych PSZAF. Szef nowej instytucji, powstałej z ich połączenia, byłby mianowany przez prezydenta. Andras Simor, obecny prezes banku centralnego, oraz Karoly Szasz, szef PSZAF, byliby w tej nowej strukturze jedynie wiceprezesami.
– Połączenie banku centralnego i PSZAF jest jedynie opcją na przyszłość. Nie musi ono zostać przegłosowane w piątek – twierdzi węgierski premier Viktor Orban.
Rządząca na Węgrzech centroprawicowa partia Fidesz wojuje z Simorem już od kilku lat. Szef banku centralnego jest uznawany za politycznego nominata poprzedniego postkomunistycznego rządu. Simor był oskarżany przez polityków Fideszu m.in. o to, że oszukiwał fiskusa, ukrywając swój majątek na Cyprze.
Wojna z szefem banku centralnego zaostrzyła się, gdy w 2010 r. ekipa Orbana przejęła władzę. Simora pozbawiono prawa nominacji dwóch z czterech, wybieranych przez niego dotychczas, członków węgierskiej RPP. Obcięto mu również pensję o 75 proc. (w ramach ogólnych cięć zarobków w administracji państwowych), argumentując, że były wcześniej nawet większe niż pensja szefa Fedu Bena Bernankego. Rząd wielokrotnie wzywał również Simora do rezygnacji ze stanowiska. Szef banku centralnego deklaruje jednak, że wypełni swoje zadanie do końca i odejdzie dopiero w 2013 r.