Amerykański bank centralny po raz pierwszy ogłosił oficjalnie swój cel inflacyjny: roczna dynamika cen konsumpcyjnych powinna oscylować wokół 2 proc. Większość zachodnich banków centralnych, a także NBP już od dawna starają się stabilizować inflację na określonym poziomie.
Amerykańska Rezerwa Federalna wzbraniała się przed przyjęciem takiej strategii m.in. dlatego, że ma podwójny mandat: ma za zadanie dbać nie tylko o stabilność cen, ale też o wysoki poziom zatrudnienia. Tymczasem walka z bezrobociem może prowadzić do wzrostu inflacji ponad cel, godząc w wiarygodność Fedu.
Jego szef Ben Bernanke, który już dawno dał do zrozumienia, że jest zwolennikiem przyjęcia celu inflacyjnego, tłumaczy, że nadal będzie dbał o koniunkturę na rynku pracy.
– Przyjęcie celu inflacyjnego przez Fed to dobry pomysł. Te banki, które stosują taką politykę, uważają, że usprawnia ona ich komunikację z rynkami – mówi „Rz" Carl Walsh, profesor ekonomii z Uniwersytetu Kalifornijskiego. Jak dodał, więcej kontrowersji budzi to, że Fed zaczął też publikować prognozę stóp procentowych. Dotąd robiło to tylko kilka banków centralnych, m.in. szwedzki.
Wyraźnie określony cel inflacyjny był Fedowi potrzebny właśnie po to, aby prognozy były właściwie rozumiane przez uczestników życia gospodarczego. Jeśli inflacja odbiegnie znacząco od celu, powinni oni uznać, że prognoza przestała być aktualna. Ale eksperci i tak mają wątpliwości, czy uczestnicy rynków nie będą traktowali prognozy stóp jako zobowiązania Fedu do ich realizacji. Wówczas wszelkie zmiany polityki pieniężnej niezgodne z prognozą mogą prowadzić do wstrząsów na rynkach finansowych.