Shadow banking, bankowość cienia, parabanki – to wszystkie firmy, które wykonują działalność zazwyczaj kojarzoną z bankami, czyli przyjmują depozyty, udzielają kredytów, dokonują płatności czy pomagają w zarządzaniu finansami, ale robią to bez licencji bankowej. Według szacunków Rady Stabilności Finansowej, wartość globalnego równoległego systemu bankowego wzrosła z 27 bln dol. w 2002 r. do 60 bln dol. w 2010 r. To połowa wartości aktywów tradycyjnego systemu bankowego i 30 proc. wartości globalnego systemu finansowego. Od kliku lat parabanki coraz prężniej działają i w Polsce. Jako jedna z najważniejszych przyczyn rosnącej popularności tych podmiotów w naszym kraju wymieniane jest wprowadzenie restrykcyjnych regulacji dotyczących udzielania kredytów przez banki. Chodzi zwłaszcza o tzw. rekomendację T, która zaostrzyła warunki, jakie trzeba spełnić, aby otrzymać kredyt. - Nie chcę powiedzieć, że są to całkowicie niecelowe regulacje, ale w niektórych obszarach nastąpiło przeregulowanie. – przyznaje w rozmowie z „Rz" Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich.
Analitycy firmy Deloitte szacują wartość krajowego rynku parabanków na 2 mld zł. Ich udział w sektorze bankowym to ok. 0,4 proc. Największym parabankiem, działającym w Polsce od 15 lat, jest Provident. Firma chwali się, że z jej usług skorzystało już 3,5 mln Polaków. Provident ma 79 oddziałów w całej Polsce, ale przedstawiciele firmy chętnie odwiedzają zainteresowanych pożyczkami w ich domach. To jedna z najczęściej stosowanych metod pozyskiwania klientów przez parabanki. Żeby otrzymać pożyczkę w Providencie wystarczy dowód tożsamości. Pieniądze dostajemy „od ręki". Tak też rekamuje się większość tego typu firm. Najwięcej tzw. „chwilówek" zaczyna działać w małych miejscowościach. Część z nich rozwija działalność i otwiera oddziały w całym kraju.
Parabanki zjednują sobie rzeszę klientów, zwłaszcza młodych, wykorzystując nowoczesne technologie i internet. Coraz więcej firm oferuje pożyczki przez SMS, czy zaciągane online. Popularne stają się też tzw. aukcje pożyczkowe czy pożyczki społecznościowe. Pierwszy na polskim rynku był Kokos.pl, serwis należący do firmy Blue Media. W lutym świętował na 4 lata działalności. - My nie udzielamy pożyczek. Ludzie sami ich sobie udzielają – mówi „Rz" Tomasz Bobrowski z Blue Media. Rolą serwisu jest umożliwienie obu stronom zawarcie transakcji: pożyczkobiorca liczy na otrzymanie taniej pożyczki, a pożyczkodawca chce dobrze zainwestować swoje pieniądze. Za pośrednictwem serwisu użytkownicy udzielili sobie pożyczek na kwotę ponad 72 mln zł. Dotychczas zarejestrowało się prawie 200 tys. klientów . Skąd się biorą chętni do pożyczania innym? – To jak gra na giełdzie. Pożyczkodawcy i pożyczkobiiorcy negocjują ze sobą oporcentowanie. Średni zysk z inwestycji to 19,4 proc. Maksymalne oprocentowanie pożyczki wynosi 25 proc. Na tyle można wystawić aukcję – tłumaczy Bobrowski. Zapewnia, że średnia spłacalność wynosi 92-94 proc.
- W Polsce pojawiają się instytucje, które tworzą ciekawe modele biznesowe, i w rezultacie w naturalny sposób zabierają bankom pewną część przychodów – zauważa Michał Dubno z Deloitte. Jego zdaniem, w elastycznym dostosowaniu oferty do klienta tkwi siła parabków, dlatego tradycyjna bankowość powinna wzbogacić i unowocześnić ofertę, bo inaczej będą coraz mocniej wypierane przez podmioty bez licencji. - Dziś w Polsce mobilne usługi finansowe są jeszcze słabo rozpowszechnione, ale mają ogromny potencjał, którego banki nie powinny lekceważyć – dodaje.
Parabanki najczęściej kierują swoją ofertę do osób prywatnych. Ale to też ostatnio się zmienia. Na lidera pożyczek gotówkowych powoli wyrasta należąca do holenderskiej spółki Profireal (pod taką nazwą działała w Polsce w latach 2004-2008) firma Profi Credit. W naszym kraju ma już ponad 50 punktów obsługi klienta. Działa też w Bułgarii, Czechach i na Słowacji. Firma ostatnio pochwaliła się wynikami finansowymi. Do końca czerwca Profi Credit udzieliła pożyczek na kwotę 134 mln zł. Ich średnia wysokość wynosi 8,6 tys. zł, a przeciętny czas spłaty kredytu to 36 miesięcy. – W tym roku spółka wprowadziła do swojej oferty cztery pożyczki dla mikroprzedsiębiorców. Kwota kredytu może wynieść od 1 tys. złotych do 50 tysięcy – mówi „Rz" Jarosław Chęciński, dyrektor wykonawczy Profi Credit Poland. Firmie zaufało już blisko 190 tys. klientów, ale firma chce się rozwijać. - Wkrótce wprowadzimy pożyczki dla rolników, pojawią się też nowości – mówi Chęciński, ale szczegółów nie ujawnia. Zapewnia, że firma nigdy nie miała problemów z nadzorem bankowym.