Fed potwierdził, że kilka dni temu hakerom udało się włamać do serwera banku zawierającego informacje o jego pracownikach. Z pozostawionej wiadomości wynikało, że cyberprzestępcom udało się wykraść dane 4608 wyższych rangą pracowników Rezerwy Federalnej, i że jest to dopiero początek serii ataków.
W oświadczeniu rozesłanym do mediów pocztą elektroniczną z dwudniowym opóźnieniem biuro prasowe Fed zapewniło, że bezpieczeństwo operacji banku centralnego nie zostało naruszone, a „dziura" w oprogramowaniu skutecznie załatana. Informację przyjęto jednak na Wall Street z zaniepokojeniem, bo system Rezerwy Federalnej uchodził do tej pory za dobrze zabezpieczony, zarówno przed fizycznym atakiem, jak i przed cyberprzestępcami.
– Bezpośrednie straty wydają się niewielkie, ale władze federalne mogą mieć powody do niepokoju, bo Fed nie jest jedyny – uważa Rocky DeStefano, szef firmy konsultingowej VisibleRisk.
O ataku hakerów pochodzącym od grupy Anonymous poinformował także Departament Energetyki, czyli kolejna agencja rządowa o kluczowym znaczeniu dla gospodarki USA. – Utrata danych jest upokarzająca i potencjalnie niebezpieczna. Ale najważniejszym pytaniem jest: „Co będzie dalej?" – uważa DeStefano.
Zdaniem ekspertów kolejne ataki mogą odsłaniać inne słabości systemu, a brak przepływu informacji między agencjami federalnymi spowoduje, że atakowane będą równocześnie luki w systemie bezpieczeństwa różnych instytucji. Hakerzy będą też mogli wykorzystać już wykradzione prywatne informacje dotyczące ponad 4 tys. osób związanych z Fed do tzw. phishingu, wykorzystując takie dane jak numery ubezpieczenia społecznego, adres czy numery kont do różnego rodzaju wyłudzeń.