W środę komisarz UE ds. usług finansowych Michel Barnier ma formalnie przedstawić projekt restrukturyzacji największych banków. Jego szkic jest jednak znany już od kilku tygodni. I budzi zastrzeżenia Paryża i Berlina.
Wstępna wersja projektu przewiduje, że największe banki działające w UE nie mogłyby handlować na rynkach finansowych dla własnego zysku. Daje też nadzorcom sektora finansowego prawo do podziału niektórych banków, tak aby najbardziej ryzykowną działalnością zajmowały się ich spółki córki mające własne zabezpieczenia kapitałowe.
Ograniczeniami tymi automatycznie objęte mają być banki, które Rada ds. Stabilności Finansowej – instytucja koordynująca regulacje finansowe na świecie, działająca przy Banku Rozrachunków Międzynarodowych w Bazylei – uznała za systemowo ważne. Z pozostałych banków zakaz handlu na własny rachunek będą miały tylko te, których aktywa i obroty na rynkach przewyższają określone progi.
Przepisy szykowane przez Barniera opierają się na raporcie, który na zlecenie Brukseli przygotował w 2012 r. zespół ekspertów pod kierownictwem Erkkiego Liikanena, gubernatora Banku Finlandii. W porównaniu z rekomendacjami tego gremium, propozycje KE są jednak bardzo łagodne. Raport Liikanena zalecał bowiem, aby banki aktywne na rynkach finansowych wyraźnie wyodrębniły ten rodzaj działalności od tradycyjnej działalności depozytowo-kredytowej. Przy tym handel na rynkach finansowych był definiowany znacznie szerzej niż w projekcie Barniera.
Mimo to propozycje Brukseli nie podobają się Niemcom, Francji oraz Włochom.