Gilberto Baschiera, który pracował na stanowisku dyrektora banku w małym włoskim mieście Forni di Sopra, został oskarżony o kradzież łącznie około miliona euro w ciągu 7 lat. Włoch nazwany przez media dzisiejszym „Robin Hoodem” zaczął swoją nietypową działalność w 2009 r., a więc w czasie trwania globalnego kryzysu. Kiedy ubodzy klienci banku przychodzili do niego prosząc o pożyczkę, lecz nie spełniali wymogów wiarygodności kredytowej, Baschiera postanowił im pomóc. Bankowiec niepostrzeżenie zabierał brakujące sumy z kont bogatych i wpłacał na rachunki biednych, tak by mogli ubiegać się o pożyczkę czy kredyt.
Czytaj także: Niemieccy bankowcy boją się o pracę
Wdzięczni klienci obiecywali szybką spłatę długu i często się z tego wywiązywali, stąd tak długo nikt nie wykrył nietypowego procederu. Nie wszyscy jednak okazali się na tyle uczciwi i pieniędzy nie oddali. Suma niespłaconych długów rosła przez te 7 lat, aż kierownictwo banku dostrzegło poważne ubytki na rachunkach zamożnych klientów. W sumie stracili oni około milion euro.
W efekcie Gilberto Baschiera trafił na ławę oskarżonych z zarzutem kradzieży tej pokaźnej sumy. Początkowo groziła mu kara 2 lat pozbawienia wolności. Bankier zdołał jednak przekonać władze, że działał w dobrej wierze i powodowała nim wyłącznie chęć pomocy biednym. Na jego korzyść przemawiał fakt, że nie wziął żadnych pieniędzy dla siebie oraz że nigdy wcześniej nie popełnił wykroczenia. Po wykryciu afery, Baschiera skontaktował się z każdym klientem, którego okradł, i wyjaśnił mu powody swoich czynów. Sąd ostatecznie zgodził się odstąpić od kary więzienia.
Jak dowiedziało się BBC, historia wcale jednak nie skończyła się dobrze dla nowoczesnego „Robin Hooda”. Jego adwokat wyznał, że Baschiera stracił pracę i swój dom. Żałuje także tego, co zrobił i twierdzi, że drugi raz nie podjąłby podobnej decyzji.
Czytaj także: Studenci mogą dostać niemal darmowe kredyty... i na nich zarabiać