Podczas pierwszego dnia przesłuchań przed specjalną Komisją ds. Kryzysu prezesi Goldman Sachs, JPMorgan Chase, Morgan Stanley i Bank of America starali się wypowiadać w pojednawczym tonie. – Nie ma wątpliwości, że jako sektor popełniliśmy błędy – mówił John Mack, prezes Morgan Stanley, przyznając, że zarządzający przegapili fakt, iż ceny domów nie mogą rosnąć w nieskończoność. – Nawarzyliśmy piwa, a potem się nim zachłysnęliśmy – przyznał.

Również Lloyd Blankfein, prezes Goldman Sachs, tłumaczył, iż wielkie instytucje finansowe nie zdawały sobie sprawy z ryzyka, które wiązało się z inwestycjami w rynek mieszkaniowy podczas boomu z początku wieku.

– Ludzie są wściekli. I mają do tego prawo – grzmiał przewodniczący komisji Phil Angelides. Między nim a Blankfeinem doszło do ostrej wymiany zdań. Mimo to komentatorzy podsumowali przesłuchanie z mieszaniną ulgi i rozczarowania. – Nie doszło do prawdziwego starcia, przesłuchania nie będą miały poważnych konsekwencji dla banków - ocenił Dick Bove, analityk Rochdale Securities.

Rynek podzielił tę opinię, bo notowania banków w Ameryce wzrosły. Drugą przyczyną zwyżek są pogłoski, że planowana przez administrację Obamy specjalna opłata od instytucji finansowych nie będzie dla nich tak uciążliwa. Opłata ma być nałożona na ponad 20 banków i firm finansowych, które po wybuchu kryzysu otrzymały wsparcie od państwa. Jak wynika z nieoficjalnych wiadomości dzięki niej do budżetu państwa ma wpłynąć 120 mld dol. Jednak, jak spekulowała wczoraj prasa, opłata może zostać rozłożona na kilka lat. Szczegóły na jej temat ma przedstawić dziś prezydent USA.

Komisja, przed którą byli przesłuchiwani bankowcy, ma wyjaśnić, co doprowadziło do załamania się rynku i złożyć w tej sprawie raport Barackowi Obamie. Ma na to rok i 8 mln dol.