Liczba osób nadmiernie zadłużonych, posiadających co najmniej dziesięć kredytów, sięgnęła 137 tys. , a ich zadłużenie w połowie roku wynosiło już 15,7 mld zł – szacuje Mariusz Karpiński, były prezes GE Money Banku i Meritum Banku, na podstawie danych z Biura Informacji Kredytowej.
Jeszcze kilka miesięcy temu szacowano tę kwotę na 10 mld zł, a grupę takich kredytobiorców na około 100 tys. ludzi. Coraz więcej osób w tej grupie nie jest w stanie spłacać swoich zobowiązań.
Mariusz Karpiński podaje przykład urzędniczki, która zaciągnęła 22 kredyty, jej miesięczny dochód wynosi 2,3 tys., a kwota rat – ponad 7 tys. zł.
– To pokazuje tylko część problemu, bo przecież są też klienci, którzy mają po siedem czy dziewięć kredytów, a dodatkowo te dane nie uwzględniają osób, które są zadłużone w firmach pożyczkowych typu Provident – dodaje Karpiński. Przyczyną tego zjawiska jest agresywna polityka kredytowa, którą niektóre banki prowadziły jeszcze niedawno. A nie wszystkie instytucje dostarczają dane do BIK, jeszcze więcej nie korzysta z raportów biura.
Jeszcze do trzeciego kwartału ubiegłego roku bez większych problemów takie osoby finansowały swoje potrzeby, zaciągając kolejne kredyty. Pod koniec ubiegłego roku polityka banków się zmieniła i coraz więcej instytucji nie udziela już pożyczek takim osobom. W efekcie wzrasta udział kredytów zaciągniętych przez takich klientów, które nie są spłacane terminowo. O ile w pierwszym kwartale było to 21 proc., o tyle trzy miesiące później już 27 proc., a według prognoz w czwartym kwartale tego roku udział kredytów z opóźnieniami w spłacie przekraczającymi 90 dni wyniesie w tej grupie aż 45 proc.