Tak twierdzą prezesi banków, partnerzy w funduszach private equity, konsultanci czy nawet szefowie banków inwestycyjnych. Wszyscy powtarzają jedno słowo: dyskonto. Zdaniem naszych rozmówców może ono wynieść 5 – 10 proc. wyceny rynkowej (na zakończenie piątkowej sesji na GPW jedna akcja kosztowała 187,8 zł). – Jeszcze dwa, trzy tygodnie temu myślałam, że nie jest to możliwe, żeby za akcje Banku Zachodniego WBK zapłacono mniej niż rynkowa wycena. Dziś w to wierzę – mówi partner jednego z dużych funduszy private equity.
Wymienia trzy powody. Pierwszy jest taki, że irlandzki AIB musi sprzedać 70-proc. pakiet akcji polskiego banku, ponieważ zobowiązał go do tego rząd w Dublinie. Inwestorzy mają tego świadomość. Drugi powód to lista potencjalnych nabywców. Miesiąc temu miało być ich kilkunastu, a na ich czele miały być francuskie banki. Ofert jest połowę mniej, niż się spodziewano, a Francuzi – jak wynika z nieoficjalnych informacji – w ogóle do konkursu nie przystąpili. – Francuskie Societe Generale nie jest poważnie zainteresowane, podobnie holenderski Rabobank. Szwedzka Nordea podchodzi do tej transakcji z pewną rezerwą – tłumaczy nasz rozmówca.
Średni kurs akcji z ostatnich trzech miesięcy odzwierciedla przekonanie inwestorów, że o BZ WBK będzie się toczyć zaciekła bitwa, a oni na niej mogą zarobić. – Rynek spodziewał się większego zainteresowania – mówi przedstawiciel funduszu private equity. – Do tego namieszał jeszcze polski rząd, który postanowił, że PKO BP złoży ofertę.
[wyimek]187,8 zł kosztowała w piątek na koniec sesji akcja BZ WBK (-2 proc.)[/wyimek]
Tego, jak tę transakcję potraktuje Komisja Nadzoru Finansowego, mogą się obawiać inwestorzy zagraniczni. – Czy nie będzie przeciągać procesu akceptacji, co nie byłoby na rękę Irlandczykom? – zastanawia się partner w firmie konsultingowej.