Reklama

Banki nie chcą depozytów

Bank of New York Mellon, największy na świecie bank depozytariusz, zamierza pobierać od klientów instytucjonalnych opłaty od dużych lokat gotówkowych. W praktyce oznacza to, że ich oprocentowanie będzie ujemne

Publikacja: 05.08.2011 13:19

- Nigdy się z czymś takim nie spotkałem – powiedział Gerard Cassidy, analityk w RBC Capital Markets, który rynkami finansowymi zajmuje się od 25 lat. Ale przyznał, że inne instytucje finansowe mogą pójść w ślady BNYM. Tego samego zdania jest konsultant bankowy Bert Ely. – Nie mam pewności, czy kiedykolwiek wcześniej doszło w USA do czegoś podobnego – oświadczył.

Decydując się na opłaty od dużych depozytów, BNYM chce powstrzymać ich szybki napływ. Jest on skutkiem poszukiwania przez klientów banku bezpiecznej przystani dla ich kapitału w obliczu wyraźnego hamowania światowej gospodarki. Tradycyjnie, ten strumień kapitału trafiał do funduszy rynku pieniężnego, ale w tygodniu do 2 sierpnia odpłynęło z nich netto 103 mld USD, najwięcej od września 2008 r., gdy zbankrutował bank Lehman Brothers. To efekt przerwanego już impasu w sprawie podniesienia limitu długu publicznego USA, który groził ich niewypłacalnością.

Obecnie w pogoni inwestorów za bezpieczeństwem oprocentowanie wielu instrumentów rynku pieniężnego spadło poniżej zera, więc banki depozytariusze mają problem z zyskownym ulokowaniem nowych dużych depozytów. Jednocześnie ponoszą koszty ich ubezpieczenia w Federalnej Korporacji Ubezpieczeń Depozytów (FDIC).

BNYM zapowiedział, że ujemne oprocentowanie „nadmiernych pozycji gotówkowych" będzie wynosiło 0,13 proc. Obejmie jedynie depozyty powyżej 50 mln USD, ale tylko w przypadku, gdy dany klient przed lipcem średnio miał w banku niższe saldo.

Inne duże instytucje depozytowe, np. State Street, JPMorgan Chase czy Northern Trust, nie komentują swoich planów dotyczących opłat za depozyty. – Jestem pewien, że wiele instytucji tylko czekało, aż któryś bank jako pierwszy ogłosi takie zmiany – ocenił jednak Anthony Carfang z firmy doradczej Treasury Strategies.

Reklama
Reklama

Gdyby inne banki poszły w ślady BNYM, część depozytariuszy mogłaby powierzyć część gotówki funduszom rynku pieniężnego, które w efekcie miałyby problem z kupieniem odpowiadających ich strategii instrumentów bez zaniżania ich rentowności poniżej zera.

- Nigdy się z czymś takim nie spotkałem – powiedział Gerard Cassidy, analityk w RBC Capital Markets, który rynkami finansowymi zajmuje się od 25 lat. Ale przyznał, że inne instytucje finansowe mogą pójść w ślady BNYM. Tego samego zdania jest konsultant bankowy Bert Ely. – Nie mam pewności, czy kiedykolwiek wcześniej doszło w USA do czegoś podobnego – oświadczył.

Decydując się na opłaty od dużych depozytów, BNYM chce powstrzymać ich szybki napływ. Jest on skutkiem poszukiwania przez klientów banku bezpiecznej przystani dla ich kapitału w obliczu wyraźnego hamowania światowej gospodarki. Tradycyjnie, ten strumień kapitału trafiał do funduszy rynku pieniężnego, ale w tygodniu do 2 sierpnia odpłynęło z nich netto 103 mld USD, najwięcej od września 2008 r., gdy zbankrutował bank Lehman Brothers. To efekt przerwanego już impasu w sprawie podniesienia limitu długu publicznego USA, który groził ich niewypłacalnością.

Reklama
Banki
Szefowa Banku Rosji pod sąd. Jest wniosek do Trybunału w Hadze
Banki
BGK udzielił kredytu na przebudowę i modernizację hotelu w centrum… Rzymu
Banki
Jak pogodzić cyfrową Alfę z tradycyjnymi Boomersami? Banki mają problem
Banki
Pekao i PZU dogadują szczegóły połączenia
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Banki
MF nie chce karać „złych banków”. Ale i tak dołoży im podatków
Reklama
Reklama