Od początku tego roku minimalny wkład własny, jaki jest formalnie wymagany przez regulatora, wzrósł z 15 proc. do 20 proc. wartości nieruchomości. Zgromadzenie środków w wysokości jednej piątej wartości mieszkania może być jednak dla wielu klientów sporym problemem. Przy średniej cenie mieszkania w dużym mieście, która wynosi ok. 300 tys. zł, oznacza to konieczność wygospodarowania 60 tys. zł (przy odkładaniu co miesiąc 1000 zł zajęłoby to pięć lat).
Banki oferują sposoby na zmniejszenie wkładu
Ale można częściowo obejść to kryterium. Wprowadzenie wymogu posiadania wkładu własnego jest konsekwencją kryzysu sprzed kilku lat. Przed 2014 r. nie trzeba było posiadać własnych środków, aby ubiegać się o kredyt hipoteczny, a banki udzielały go nawet na 120 proc. wartości nieruchomości. Zmieniło się to w 2014 r. wraz z wprowadzeniem przez Komisję Nadzoru Finansowego Rekomendacji S, która zakładała podwyższanie minimalnego wkładu własnego w każdym kolejnym roku o 5 pkt proc. Rok 2017 jest ostatnim etapem podwyżek.
Jak wskazuje Katarzyna Dmowska z ANG Spółdzielnia Doradców Kredytowych, dla osób mogących mieć problem ze sprostaniem podwyższonym wymogom niektóre banki przygotowały ofertę zakładającą finansowanie 90 proc. wartości nieruchomości. Z zestawienia ANG wynika, że 9 z 14 banków, które znalazły się w porównaniu, nie wymaga do uzyskania kredytu hipotecznego 20-proc. wkładu własnego.
– Taka opcja wiąże się jednak z większym kosztem kredytu, co zrekompensować ma bankom podwyższone ryzyko. Banki stosują różne dodatkowe zabezpieczenia w zamian za udzielenie kredytu z niższym niż 20-proc. wkładem własnym – mówi Dmowska.