Jaki, który w piątek podczas telewizyjnej debaty kandydatów na prezydenta Warszawy poinformował, że zrezygnował z członkostwa w Solidarnej Polsce, pytany w TOK FM, czy jest bezpartyjny, stwierdził, że "można tak powiedzieć". - Jestem silnie przekonany, że po latach skrajnie upartyjnionych rządów w Warszawie, politycy powinni wyciągać wnioski. Samorząd tym różni się od parlamentu, że prezydent miasta powinien patrzeć szeroko, być obiektywny - podkreślił.

- Jeśli chodzi o podwładnych, to nigdy nie będę sprawdzał, jaką mają legitymację partyjną. U mnie nie musi być rewolucji kadrowej - dodał Jaki.

- Wybory samorządowe skończą się tak, że każdy ogłosi zwycięstwo. Gdzieś zwycięży PSL, gdzieś zwycięży PiS, gdzieś Platforma. Ważne, żebyśmy nauczyli się ze sobą jakoś współpracować - stwierdził kandydat Zjednoczonej Prawicy.

Jaki ocenił, że dzięki jego pracy w komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji "na koncie miasta jest teraz 12 mln zł odebranych handlarzom roszczeń". - Gdyby nie było Patryka Jakiego, to tych pieniędzy by nie było - zauważył.

- Pani prezydent (Hanna Gronkiewicz-Waltz) sama powiedziała, że pod jej nadzorem wyrosła zorganizowana grupa przestępcza. Sama się do tego przyznała. Ponad 20 mld zł straty na reprywatyzacji. Warszawa mogłaby się dwa razy szybciej rozwijać - stwierdził Jaki. Wiceminister sprawiedliwości zapewnił, że wierzy, iż jeszcze w tej kadencji Sejmu zostanie przyjęta ustawa reprywatyzacyjna. - Policzyłem straty wynikające z dekretu Bieruta, w sprawie tysięcy nieruchomości są do rozpatrzenia jeszcze wnioski. Komisja weryfikacyjna, którą kieruję, zwróciła miastu majątek warty 700 mln zł - powiedział.