Jerzy Haszczyński: Obóz Joe Bidena ma dość Beniamina Netanjahu, ale nadal mu daje bomby

Najostrzej niezadowolenie amerykańskich demokratów z polityki izraelskiego premiera wyraził ich lider w Senacie, domagając się rozpisania w Izraelu nowych wyborów. Netanjahu może doprowadzić do utraty władzy przez Bidena na rzecz Trumpa.

Publikacja: 16.03.2024 21:21

Prezydent USA Joe Biden i premier Izraela Beniamin Netanjahu podczas wspólnej konferencji prasowej w

Prezydent USA Joe Biden i premier Izraela Beniamin Netanjahu podczas wspólnej konferencji prasowej w Tel Awiwie w październiku ub.r.

Foto: EPA/MIRIAM ALSTER / POOL

Dla mediów amerykańskich, i innych angielskojęzycznych czytanych i oglądanych na całym świecie, nie ma ważniejszego zagranicznego tematu niż wojna Izraela z Hamasem. Dzień w dzień na czołówkach pojawiają się informacje ze Strefy Gazy - coraz mniej w nich terrorystów z Hamasu, a coraz więcej cywilnych ofiar izraelskich ostrzałów i Palestyńczyków rozpaczliwie czekających na pomocy żywnościową.

Ukraina, co dla nas jest ważnym ostrzeżeniem, jest w mediach amerykańskich zdecydowanie w cieniu wydarzeń na Bliskim Wschodzie. Jest w cieniu w czasie najważniejszej kampanii — przed listopadowymi wyborami prezydenckimi w USA.

Czytaj więcej

USA: To już pewne. To będą pierwsze takie wybory prezydenckie od niemal 70 lat

To wydarzenia w Gazie mogą mieć na nie wpływ. Obrazki z cierpiącej Gazy mogą zaszkodzić Joe Bidenowi w wywalczeniu reelekcji, jego obóz wyraża takie obawy od wielu tygodni.

Lider demokratów w Senacie USA: Netanjahu myśli o utrzymaniu stanowiska, a nie o interesie Izraela

Prezydent USA wielokrotnie krytykował Beniamina Netanjahu za sposób prowadzenia wojny, a także za niezgodne z amerykańskimi plany wobec Palestyńczyków po zakończeniu wojny.

I z poczucia bezradności - bo Netanjahu nie zamierza nic zmienić - określał go mocnymi słowami, choć jak one brzmiały dosłownie, wiemy z anonimowych źródeł, które nagłaśniały media. Na przykład „zły, k…a, facet”, jak się Biden miał wyrazić o izraelskim premierze ponad miesiąc temu.

Chuck Schumer od początku wojny wywołanej atakiem Hamasu twardo popierał Izrael

Nie tak niedyplomatyczne słowa, ale bardzo mocne i na dodatek zupełnie oficjalnie padły w czwartek z ust jednego z najważniejszych polityków obozu Bidena, lidera większości w Senacie Chucka Schumera.

Schumer wygłosił w Senacie emocjonalne 40-minutowe przemówienie, w którym wezwał do ogłoszenia nowych wyborów w sojuszniczym Izraelu. Bo premier Beniamin Netanjahu, którego rząd jest uzależniony od prawicowych ekstremistów, „pogubił się” przedkładając własny interes, czyli przetrwanie na stanowisku, nad interes Izraela.

Schumer od początku wojny wywołanej wielkim terrorystycznym atakiem Hamasu na Izrael z 7 października twardo popierał państwo żydowskie, teraz troskę o jego dalszy los tłumaczył także tym, że jest sprawującym najwyższy urząd w USA amerykańskim Żydem.

Nowe wybory w Izraelu oznaczałyby zapewne koniec politycznej kariery Beniamina Netanjahu

Nowe wybory w Izraelu — jak pokazują prawie wszystkie sondaże z tego roku — oznaczałyby koniec kariery politycznej Beniamina Netanjahu. Jego partia Likud, która ma obecnie najwięcej posłów, 32 ze 120 zasiadających w Knesecie, spadłaby na drugie miejsce, tracąc kilkanaście mandatów.

Nic dziwnego, że Likud zareagował gniewnie na słowa Schumera, podkreślając, że Izrael nie jest bananową republiką, lecz dumnym suwerennym demokratycznym krajem, który powierzył władzę premierowi Netanjahu. Likud podkreślił, że w szczególności oburzające są - nie tylko amerykańskie, ale „międzynarodowe” - naciski na Izrael w sprawie ustanowienia państwa palestyńskiego. Bo na utworzenie takiego „terrorystycznego” państwa nie godzi się większość społeczeństwa izraelskiego.

Czytaj więcej

Wielki głód w Gazie. Zachód nastawia się na przesyłanie pomocy humanitarnej od strony morza

Netanjahu i część innych polityków izraelskich nie od dzisiaj głosi, że jeżeli efektem wojny wywołanej przez Hamas miałoby być powstanie państwa palestyńskiego, to oznaczałoby to zwycięstwo terrorystycznego Hamasu, a nie jego likwidację, do czego dąży Izrael. Amerykanie i nie tylko oni uważają, że trwałym rozwiązaniem konfliktu bliskowschodniego jest realizacja planu two-state, współistnienia państwa żydowskiego obok palestyńskiego.

Rząd Netanjahu także w czasie wojnym robi wszystko, by uniemożliwić powstanie państwa palestyńskiego, wydając na przykład zgodę na budowę kolejnych domów dla osadników na okupowanym Zachodnim Brzegu Jordanu. Na terytorium, gdzie ma powstać większa część państwa palestyńskiego, jest coraz mniej miejsca dla Palestyńczyków. Wielu ministrów opowiada się też za przywróceniem żydowskiego osadnictwa i na drugim, mniejszym terytorium, w Strefie Gazy, które istniało tam do 2005 roku.

Czy Joe Biden również uważa, że w Izraelu powinny się odbyć przyśpieszone wybory?

W piątek Netanjahu wydał zgodę na operację militarną w pełnym przesiedleńców palestyńskich Rafah na południu Strefy. Co wygląda, jak swoiste podkreślenie niezależności od Ameryki, obawiającej się skutków takiej operacji dla setek tysięcy cywilów, ogłoszone po słowach senatora Chucka Schumera.

Czy Biden myśli to, co Schumer? Początkowo rzecznik prezydenckiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby mówił, że o losie Netanjahu mają decydować Izraelczycy, a Schumer ma prawo wyrażać swoje opinie, co sugerowało, że Biden nie nawołuje do przyśpieszonych wyborów w Izraelu.

Potem jednak sam prezydent poszedł krok dalej mówiąc, że Schumer „wyraził poważne obawy, nie tylko swoje, ale i wielu Amerykanów”.

Z powodu polityki Beniamina Netanjahu Joe Biden może przegrać wybory z Donaldem Trumpem

Joe Biden i jego obóz mają problem. Z jednej strony zdecydowana większość Amerykanów wciąż pozytywnie ocenia Izrael i uważa go za sojusznika, według badań ośrodka YouGov ze stycznia dotyczy to także 70 proc. wyborców Partii Demokratycznej.

Czytaj więcej

Wybory prezydenckie w USA. Mike Pence zapowiedział, że nie poprze Donalda Trumpa

Z drugiej postępowe skrzydło tej partii, a także jej tradycyjni wyborcy o takich poglądach i tradycyjni wyborcy pochodzenia arabskiego czy szerzej muzułmańskiego protestują przeciwko militarnemu wspieraniu Izraela przez Bidena. Może to zadecydować o wynikach listopadowych wyborów prezydenckich w kluczowych stanach, zwanych wahającymi się, czyli takich, w których różnice między demokratami a republikanami są bardzo małe.

Ryzyko takiego efektu polityki Bidena pokazały prawybory demokratów w Michigan, gdzie 100 tysięcy uczestników uchyliło się od poparcia prezydenta. Jeżeli podobna ilość wyborców nie wzięłaby w ogóle w udziału listopadowych wyborach albo zagłosowała na innego kandydata, to w Michigan zapewne wygrałby Trump, podobnie może być w innych stanach wahających, co w sumie oznaczałoby utratę władzy przez obecnego prezydenta. Postępowi wyborcy i ci pochodzenia arabskiego oczywiście nie oddadzą głosu na Trumpa, który poza innymi nieakceptowalnymi dla nich poglądami jest też proizraelski.

Ale są i inni kandydaci, którzy na zwycięstwo nie mają szans, ale mogą odebrać głosy Bidenowi. Na przykład kandydatka Zielonych Jill Stein, która domaga się, by administracja amerykańska przestała wspierać „izraelskie ludobójstwo na Palestyńczykach w Gazie”.

Czy można jednocześnie zrzucać jedzenie dla Palestyńczyków i dawać Izraelczykom bomby, by zrzucali je na Gazę?

Joe Biden, wiedząc, że znaczna większość Amerykanów uważa Izrael za sojusznika, a z drugiej strony, że część jego potencjalnych wyborców nie może już znieść zdjęć pokazujących cierpienie palestyńskich cywilów, próbuje balansować.

Gdy ONZ ogłosiło, że setkom tysięcy Palestyńczyków grozi głód, nakazał budowę tymczasowego nabrzeża, przez które do Gazy ma docierać pomoc humanitarna — w tym dwa miliony posiłków dziennie. A wcześniej taka pomoc, w znacznie mniejszym zakresie, zaczęła tam trafiać z powietrza, zrzucana na spadochronach przez wojskowe samoloty.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Trump, Orbán, papież Franciszek i inni „siewcy” pokoju

Jednocześnie jednak Biden nadal wysyła pomoc militarną dla Netanjahu.

Czy to jednak właściwa polityka, by zrzucać Palestyńczykom jedzenie i w tym samym czasie dawać Izraelczykom bomby, by zrzucali je na Gazę? To pytanie stawia liberalna prasa amerykańska. I część polityków obozu Bidena — niektórzy z nich już na nie odpowiedzieli: tak nie może być.

Dla mediów amerykańskich, i innych angielskojęzycznych czytanych i oglądanych na całym świecie, nie ma ważniejszego zagranicznego tematu niż wojna Izraela z Hamasem. Dzień w dzień na czołówkach pojawiają się informacje ze Strefy Gazy - coraz mniej w nich terrorystów z Hamasu, a coraz więcej cywilnych ofiar izraelskich ostrzałów i Palestyńczyków rozpaczliwie czekających na pomocy żywnościową.

Ukraina, co dla nas jest ważnym ostrzeżeniem, jest w mediach amerykańskich zdecydowanie w cieniu wydarzeń na Bliskim Wschodzie. Jest w cieniu w czasie najważniejszej kampanii — przed listopadowymi wyborami prezydenckimi w USA.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Wybory prezydenckie w USA. Mike Pence zapowiedział, że nie poprze Donalda Trumpa
Polityka
Prawne i finansowe kłopoty Donalda Trumpa. Dobrze idzie mu tylko w polityce
Polityka
Lider demokratów w Senacie USA: Rząd Netanjahu nie jest odpowiedni dla Izraela
Konflikty zbrojne
Izraelska armia strzela do Palestyńczyków czekających na pomoc? Tel Awiw zaprzecza
Konflikty zbrojne
Dyrektor CIA: Xi otrzeźwiony tym co się stało na Ukrainie. Nie spodziewał się oporu