Ustalone przez Ministerstwo Zdrowia ceny lekarstw w Polsce potrafią być kilka czy kilkanaście razy niższe niż na Zachodzie. – Leki, które w Niemczech kosztują 100 euro, w Polsce można kupić za 100 zł – tłumaczy Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej.
Efekt? Masowy nielegalny wywóz lekarstw z naszego kraju, co ogranicza ich dostępność dla pacjentów. – Szacujemy, że z Polski ubywa rocznie leków o wartości ok. 1 mld zł – twierdzi Tomków. Pomysłowość przestępców nie zna granic: medykamenty są wywożone za pośrednictwem aptek krzaków, fałszywych przychodni zakładanych tylko po to, by zgłosić zapotrzebowanie na jakąś substancję, czy przez gabinety weterynaryjne. Tylko część z nich to leki refundowane, gdyż ich pozyskanie jest skomplikowane – żeby NFZ zwrócił aptekom różnicę między ceną urzędową a tą, którą płaci pacjent, musi zostać zrealizowana recepta. Jednak stawki są u nas tak niskie, że opłaca się wywozić z Polski nawet lekarstwa bez refundacji. Problem dotyczy głównie leków antynowotworowych i przeciwzakrzepowych, przeciwastmatycznych i nowoczesnych insulin.
Takie leki mogą być zamawiane dla apteczek okrętowych czy gabinetów weterynaryjnych, bo nikt nie kontroluje, czy zwierzak rzeczywiście mógł zażyć dany preparat.
Z kolei fałszywe przychodnie są zakładane na podstawione osoby, tzw. słupy. Taka przychodnia przedstawia we współpracującej z przestępcami aptece podpisane przez lekarza pisemne zapotrzebowanie na dany lek, a apteka go zamawia. Następnie zamiast pacjentom sprzedaje go za granicę, bo tego już nikt nie kontroluje. – Jeżeli apteka zostanie przyłapana na nielegalnym procederze i zamknięta, te same osoby otwierają kolejną za pośrednictwem spółki o innej nazwie. Koncesja kosztuje 8 tys. zł, a na wywozie leków zarabia się miliony – wyjaśnia Tomków.
Państwo od dawna usiłuje zablokować wywóz leków z naszego kraju. Poradziło sobie jednak tylko z wywozem legalnym, który ukróciła w 2015 roku nowelizacja prawa farmaceutycznego nakazująca uzyskanie zgody na wysyłkę lekarstw za granicę.