Jeszcze trzy lata temu, kiedy w „Rzeczpospolitej" odbywała się debata na temat leczenia nowotworów prostaty, dostępne terapie wydłużały przeżycie chorego na zaawansowanego raka gruczołu krokowego o dwa–trzy miesiące. Dziś pozwalają mu przeżyć nawet kilkadziesiąt miesięcy. Mimo to nowotwór co godzinę zabija jednego mężczyznę na świecie.
W dobie niemal powszechnych badań krwi na obecność swoistego antygenu sterczowego PSA (Prostate Specific Antygen) nadal wielu chorych diagnozowanych jest dopiero wtedy, kiedy rak jest już bardzo zaawansowany, a jedyną opcją terapeutyczną pozostaje leczenie paliatywne.
I chociaż w większości przypadków nowotwór prostaty rozwija się długo, nawet osiem czy dziesięć lat, o konieczności regularnych badań część chorych dowiaduje się dopiero w szpitalu onkologicznym. Jak wynika z relacji pacjentów ze Stowarzyszenia Mężczyzn z Chorobami Prostaty Gladiator, nowotwór, który w 2013 r. został zdiagnozowany u 12 162 Polaków, a kosztował życie 4281, bywa wciąż chorobą nieoswojoną.
Dyżurujący przy stowarzyszeniowym telefonie zaufania wysłuchują historii mężczyzn, których sąsiedzi chcieli przegonić ze wsi w obawie przed zarażeniem rakiem. Regularnie odbierają też telefony od pacjentów, którzy boją się o chorobie powiedzieć nawet najbliższym, niepewni ich reakcji, i z problemem borykają się zupełnie sami.
Słaba świadomość objawów i zagrożeń
Wiele osób wciąż nie wie, czym jest prostata, czyli stercz albo gruczoł krokowy, odpowiedzialny za produkcję niektórych płynów nasienia, i gdzie dokładnie się ona znajduje. Słaba jest też świadomość objawów choroby. Zdarza się, że za nowotwór mężczyźni biorą powiększenie stercza, zjawisko po 50. roku życia naturalne, które niekiedy utrudnia oddawanie moczu.