Ogromne obawy, jakie budzi borelioza i trudności związane z diagnostyką choroby zaktywizowały naukowców do prac nad stworzeniem badania, które szybciej umożliwiłoby rozpoznania – czytamy w onet.pl.
Dzięki współpracy naukowców z uniwersytetów Rutgers, Harvard i Yale, National Institute of Allergy and Infectious Diseases, FDA (amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków) oraz Centers for Disease Control powstał test wykrywający bezpośrednio obecność DNA lub białek bakterii Borrelia burgdorferi we krwi. Dzięki temu można w pewny sposób potwierdzić, że doszło do zakażenia. Ogromną zaletą opracowanego testu jest również to, że pozwala potwierdzić boreliozę nawet kilka tygodni wcześniej niż inne badania - dzięki czemu można szybciej podjąć leczenie i zwiększyć swoje szanse na całkowite wyleczenie.
Czytaj też: Prawda i mity na temat kleszczy i leczenia boreliozy
– Te bezpośrednie testy są potrzebne, ponieważ boreliozą można się zarazić więcej niż jeden raz, a dostępne obecnie standardowe testy nie mogą odróżnić aktywnego, ciągłego zakażenia od wcześniej wyleczonego – powiedział główny autor prac nad testem Steven Schutzer, lekarz-naukowiec w Rutgers New Jersey Medical School. Na razie nie wiadomo jeszcze, kiedy nowy test wejdzie do powszechnego użytku.
Jak pisaliśmy w Rzeczpospolitej, borelioza jest chorobą groźniejszą niż przypuszczano, a przenoszące ją kleszcze mogą zaatakować o każdej porze roku. Na razie w celu zdiagnozowania boreliozy stosuje się dwa główne badania: ELISA i Western blot. Nie wykrywają one jednak bezpośrednio samej choroby, tylko obecność przeciwciał, które pojawiają się w organizmie, gdy ten zetknie się z bakteriami wywołującymi boreliozę (krętkami Borrelia burgdorferi). Tym samym jednoznaczne stwierdzenie, czy badana osoba ma boreliozę, czy nie, jest niemożliwe. Wiadomo jedynie, że miała kontakt z krętkami, a przeciwciała utrzymują się we krwi jeszcze długo po wyleczeniu poprzedniej infekcji.