Z danych Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie wynika, że w 2019 r. ponad połowa ciepłowni w Polsce zanotowała stratę brutto. Czy ten rok jest dla branży tak samo trudny?
W lepszej kondycji mogą być elektrociepłownie, które uzyskały możliwość jednorazowego doliczenia do taryf za ciepło systemowe kosztów poniesionych na zakup uprawnień do emisji CO2. Jak wiemy, cena tych uprawnień w ostatnich latach poszybowała mocno w górę, co zabolało wszystkich energetyków. Zmiana w regulacjach dotyczy jednak samych elektrociepłowni. Przedsiębiorstwa produkujące tylko ciepło i dystrybutorzy nadal są w trudnej sytuacji, ich rentowność spada, a wskaźniki płynności są na dramatycznie niskim poziomie. A to oznacza, że nie mają pieniędzy na inwestycje, ale też na bieżącą działalność.
W jaki sposób mogą wyjść z kłopotów?
Trzeba doprowadzić do kompleksowej zmiany sposobu kalkulowania cen ciepła systemowego, które zatwierdza Urząd Regulacji Energetyki. Obecna formuła często powoduje, że przedsiębiorstwa nie mogą uwzględnić w cenie wzrostu kosztów od nich niezależnych. Chodzi np. o wspomniane koszty emisji CO2 czy o cenę paliwa. Mówi się, że węgiel tanieje – owszem, tyle że importowany. Natomiast cena polskiego węgla utrzymuje się na wysokim poziomie, a Polska Grupa Górnicza, z którą wiele ciepłowni ma podpisane wieloletnie umowy, nie jest skłonna do renegocjacji stawek w dół. Te koszty zjadają zyski wytwórców, pozbawiając ich możliwości inwestowania w rozwój. Jeśli nie inwestują, to nie mają dobrej amortyzacji, która jest przecież kolejnym źródłem finansowania inwestycji. Nie mają też środków na wkład własny, by korzystać z pomocy publicznej – unijnej czy krajowej. Zmiana modelu regulacji taryf powinna nastąpić w 2021 r. i jako Izba mocno o to zabiegamy.
Rozumiem, że skutkowałoby to wzrostem cen ciepła?