Jozsef Varadi, prezes Wizz Air: Rządy muszą znieść restrykcje dla podróżujących

Przepustką do latania mogą być szczepienia czy negatywne wyniki testów. Tyle że niech wreszcie powstanie jakiś spójny projekt, który zniesie restrykcje – mówi Jozsef Varadi, prezes Wizz Aira.

Aktualizacja: 30.05.2021 21:19 Publikacja: 30.05.2021 21:00

Jozsef Varadi, prezes Wizz Aira.

Jozsef Varadi, prezes Wizz Aira.

Foto: materiały prasowe

Kilka tygodni temu powiedział pan, że to lato dla przewoźników widzi pan bardzo pesymistycznie. Czy nadal jest pan zdania, że będzie to kolejne lato kryzysowe?

Od tego czasu na szczęście rynek uległ poprawie. Widzimy, że kolejne rządy powoli, ale jednak znoszą restrykcje. Niestety, Europa nie jest w stanie skoordynować przepisów, chociaż mam nadzieję, że rzeczywiście uda się wprowadzić obiecany paszport, który znacznie ułatwiłby podróże. Ale żeby do takiego wspólnego działania doszło, musiał minąć ponad rok. To dlatego rynek europejski jest w znacznie gorszej kondycji niż inne na świecie, a zwłaszcza amerykański.

Oczywiście jeszcze się okaże, na ile nowe rozwiązania pomogą w ożywieniu. Natomiast jestem bardzo optymistycznie nastawiony, jeśli chodzi o nastroje konsumentów, którzy chcą latać, bo po prostu mają już wszystkiego dosyć. Tyle że i oni, i my chcemy wiedzieć, jakie ostatecznie restrykcje będą obowiązywały tego lata.

Ile mocy z roku 2019 Wizz Air planuje wykorzystać tego lata?

Sądzę, że będzie to około 80 procent. To oczywiście jest nasz najlepszy scenariusz. A nawet mam nadzieję, że uda nam się wykorzystać więcej.

A co Wizz Airowi potrzeba, aby taki scenariusz się spełnił: żeby jak najwięcej pasażerów zostało zaszczepionych, żeby powszechnie obowiązywały testy? A może coś jeszcze?

Przede wszystkim rządy muszą znieść restrykcje dla podróżujących. Oczywiście, że muszą być odpowiednie przepisy zapewniające, że podróżują ludzie zdrowi.

Ale nadal wiele krajów tkwi w lockdownach, poszczególne kraje są klasyfikowane jako „czerwone", „żółte" i „zielone", i Bóg wie jakie jeszcze. I rzeczywiście przepustką do latania mogą być szczepienia czy negatywne wyniki testów. Tyle że niech wreszcie powstanie jakiś spójny projekt, który zniesie restrykcje. Mam nadzieję, że ostatecznie rządy zdecydują się na wspólne działanie, choćby tylko miało ono dotyczyć rynku europejskiego.

Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, Frans Timmermans powiedział, że obywatele krajów UE powinni mieć prawo do jednego lotu rocznie na odległość 600–800 km, bo to pomogłoby w ochronie środowiska. Co pan o tym myśli?

Sądzę, że jest to jedna wielka głupota. Tyle mam do powiedzenia na ten temat.

Które kraje dzisiaj wydają się panu najbardziej obiecujące?

Przede wszystkim nasze rynki tradycyjne: Polska, Rumunia, Węgry, Bułgaria. Na nie stawiamy przede wszystkim i tam zamierzamy najszybciej wrócić do normalności. Oczywiście nie wszędzie uda nam się dociągnąć do poziomu operacji z 2019 roku. Ale zamierzamy tam właśnie najszybciej odbudować nasze siatki. Bałkany też są dla nas ważne. Ale tam sytuacja pandemiczna nie pozwalała na rozwój. Zainwestowaliśmy także w budowę operacji w Europie Zachodniej, jak chociażby w Wielkiej Brytanii, założyliśmy bazy we Włoszech i oczekujemy, że i tam biznes pójdzie dobrze. Nie będę ukrywał, że oczekuję z niecierpliwością rozwoju sytuacji w Abu Zabi, gdzie planujemy ekspansję. Bo w ten sposób nasz biznes stanie się zdywersyfikowany. W każdym razie latamy ze wschodu na zachód i z północy na południe i widzę, że wszędzie ludzie chcą polecieć gdzieś, gdzie nie ma lockdownu.

Wspomniał pan o Wizz Air Abu Zabi. Jak rozwija się ten projekt?

Wystartowaliśmy z operacjami w październiku 2020, ale zahamowała je pandemia Covid-19. Teraz pomału sytuacja dochodzi do normy i sądzę, że przyspieszenie jest kwestią kilku kolejnych miesięcy. W tej chwili mamy stamtąd dosłownie kilka operacji. Ale zaplanowane na jesień tego roku Expo w Dubaju będzie bodźcem do rozbudowy naszej europejskiej siatki z Abu Zabi. Z Polski zamierzamy latać tam z Katowic.

Pojawiły się informacje, że zamierzacie latać także do Chin z międzylądowaniem w Kazachstanie. Ile jest w tym prawdy?

W szczycie pandemii wykonywaliśmy sporo lotów cargo pomiędzy Chinami i Węgrami, używając do tego samolotów pasażerskich. W tych rejsach w obie strony mieliśmy międzylądowanie w Astanie. I im więcej takich lotów wykonaliśmy, tym bardziej interesujący wydał się nam taki właśnie model operacyjny. Sądzę, że to kwestia niedługiej przyszłości.

Linie tradycyjne w tym roku mocno rozwinęły siatki wakacyjne, które dotychczas były zdominowane przez przewoźników niskokosztowych, takich jak Wizz Air. Nie obawia się pan tej konkurencji?

Z przyjemnością będą z nimi konkurował. Warto zwrócić uwagę na to, że większość przewoźników skorzystała z pomocy publicznej, ponieważ bez niej by sobie nie poradzili. My nie dostaliśmy dofinansowania ze Skarbu Państwa. Postawiliśmy na rozwiązania rynkowe, mamy własną gotówkę, która nie tylko pozwoliła nam przetrwać trudności związane z pandemią, ale też wspiera nasz rozwój. Nie mówiąc już o tym, że uczciwa konkurencja jest dobra, zwłaszcza dla pasażerów. Natomiast Wizz Air odbiera teraz nowe samoloty, podczas gdy linie tradycyjne rezygnują z zamówień, więc pozostaną ze starzejącą się flotą, której utrzymanie drożej kosztuje.

Ale przecież Wizz Airowi też spadł ruch. Jako to więc możliwe, że odbieracie wszystkie maszyny zgodnie z planem?

Z finansowego punktu widzenia odebranie samolotów nie jest dla nas jakimkolwiek problemem. Oczywiście wiąże się z bardzo konkretnymi zobowiązaniami kapitałowymi. Ale jesteśmy im w stanie sprostać i to używając własnej gotówki. Tylko trzeba wszystko dokładnie obliczyć, co się opłaca. Im nowsze mamy maszyny, tym bardziej jesteśmy konkurencyjni.

Od początku pandemii odebraliśmy już 20 nowych samolotów od Airbusa i w ciągu najbliższych 12 miesięcy odbierzemy dalszych 17.

Nie będę ukrywał, że dla mnie liczy się również aspekt środowiskowy. Nowe maszyny są nie tylko bardziej ekonomiczne, ale też emitują mniej CO2.

Skoro firma odbiera kolejne samoloty, to będzie pan musiał również przyjąć nowych ludzi do pracy?

Dokładnie tak jest. W sytuacji, kiedy widzimy odradzający się popyt, planujemy wkrótce ogłosić przyjęcia. Zresztą już przyjęliśmy i pilotów, i pracowników personelu pokładowego. Więc w momencie, kiedy będziemy mieli pewność, że rynek naprawdę wrócił, natychmiast po raz kolejny zwiększymy zatrudnienie.

Niedawno był pan w Katowicach, gdzie 17 lat temu Wizz Air rozpoczynał swoje operacje. Jak pan wspomina ten czas?

To historia gęsto zapisana. Wystartowaliśmy praktycznie od niczego. Dzisiaj jesteśmy jedną z czterech linii lotniczych na świecie, które mają rating inwestycyjny. Nie ukrywam, że podoba mi się w tym ekskluzywnym klubie. Przetrwaliśmy dwa potężne kryzysy, udowadniając, że jesteśmy odporni. Kiedy patrzę w przyszłość, jestem przekonany, że najlepsze jeszcze przed nami, a kolejne pięć lat będzie naszym „złotym wiekiem". Pomoże nam w tym odradzający się rynek, bo zawsze w takich sytuacjach jest tak, że w lepszych czasach silniejsi przewoźnicy wzmacniają się jeszcze bardziej.

> Od autorki: Z prezesem Wizz Aira rozmawiałam przed incydentem na Białorusi. Kiedy zwróciłam się do Wizz Aira o uzupełnienie tej rozmowy o reakcję przewoźnika na te wydarzenia, usłyszałam, że ani prezes Varadi, ani Wizz Air nie będą komentowali tej sytuacji.

Jozsef Varadi ma 56 lat. Jest współzałożycielem Wizz Aira i prezesem linii od 2003 r. Absolwent Akademii Ekonomicznej w Budapeszcie i University od London. Wcześniej był przedstawicielem Procter & Gamble na Europę Środkową i Wschodnią, a w latach 2001–2003 prezesem narodowego węgierskiego przewoźnika – Malevu, który zbankrutował w 2012 r.

Kilka tygodni temu powiedział pan, że to lato dla przewoźników widzi pan bardzo pesymistycznie. Czy nadal jest pan zdania, że będzie to kolejne lato kryzysowe?

Od tego czasu na szczęście rynek uległ poprawie. Widzimy, że kolejne rządy powoli, ale jednak znoszą restrykcje. Niestety, Europa nie jest w stanie skoordynować przepisów, chociaż mam nadzieję, że rzeczywiście uda się wprowadzić obiecany paszport, który znacznie ułatwiłby podróże. Ale żeby do takiego wspólnego działania doszło, musiał minąć ponad rok. To dlatego rynek europejski jest w znacznie gorszej kondycji niż inne na świecie, a zwłaszcza amerykański.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację