Co może oznaczać wspólny dług Unii Europejskiej? Czy szokująca propozycja Francji i Niemiec, mówiąca o 1 bln euro wsparcia, ma sens?
Ta koncepcja nie jest nowa. Dyskutowano ją już na poziomie unijnym po ostatnim globalnym kryzysie finansowym. Pierwszą odsłoną tamtego kryzysu był kryzys bankowy, który się przekształcił w kryzys finansów publicznych. Wtedy pojawiły się już różne pomysły na uwspólnotowienie długu publicznego w UE, do czego jednak nie doszło. Chociaż efektem było powstanie Europejskiego Mechanizmu Stabilności. Dosyć sceptycznie bym także podchodził do pełnego sukcesu obecnej inicjatywy, choć może, jak poprzednio, kolejny przełom zostanie dokonany. Ci, którzy mają niższy dług i lepszą sytuacją fiskalną będą mniej chętni, żeby przejmować odpowiedzialność za tych, którzy dług mają wyższy i gorszą sytuację fiskalną. Z pewnością negocjacje potrwają dosyć długo. Wspólny dług to krok ku federalnej Europie, unii fiskalnej.
Do tej pory mówiło się o euroobligacjach we wewnątrz strefy euro. Teraz chodzi o całą Unię, a więc również o nas. Stracilibyśmy na tym?
Są „plusy dodatnie i plusy ujemne". Polska wciąż dług publiczny ma relatywnie niski, choć ten rok może przynieść zmianę tej sytuacji. Przekroczenie progu 55 proc. PKB, które jest w programie aktualizacji programu konwergencji, pokazuje, że dług nie jest bardzo niski. Nie możemy spać spokojnie, jeśli chodzi o poziom długu publicznego. Z drugiej strony jesteśmy w relatywnie dobrej sytuacji. Wiele krajów ma dużo wyższy dług. Odpowiadanie za nich mogłoby nie być najlepszym pomysłem. Z drugiej strony, Unia Europejska to głównie bogatsze kraje strefy euro. Mają lepsze ratingi, korzystniejsze koszty oprocentowania długu. Na tym moglibyśmy ewentualnie skorzystać. Jednak jest za wcześnie, żeby całościowo opiniować tę propozycję. Trzeba poznać stanowisko krajów północy UE, która zawsze była sceptyczna. Ci bardzie zdyscyplinowani fiskalnie mogą zablokować pomysł. Pozostaje także kwestia jak dzielić pieniądze z emisji tego długu i czy to tylko mają być granty.