Generał Ben Hodges: Kremlowi to nie ujdzie na sucho

Nie chcemy wyzwalać państw bałtyckich. Chcemy pokazać Kremlowi, że jesteśmy w stanie dotrzeć do nich, zanim Rosjanie rozpoczną atak – mówi Marcinowi Łuniewskiemu były dowódca sił lądowych USA w Europie.

Aktualizacja: 01.04.2020 06:27 Publikacja: 31.03.2020 18:33

Generał Ben Hodges: Kremlowi to nie ujdzie na sucho

Foto: army.mil

Załóżmy, że Rosja atakuje Litwę, Łotwę albo Estonię. Ile czasu zajmie Kremlowi zajęcie któregoś z tych państw?

Myślę, że to nie będzie łatwe, biorąc pod uwagę, jak bardzo kraje bałtyckie i Polska wzmocniły swoje zdolności obronne. Mam na myśli siły terytorialne, zwiększenie współpracy oraz obecność grup bojowych NATO. Oczywiście, te państwa nie wytrzymają w nieskończoność bez wsparcia. Głównym celem Moskwy jest jednak pokazanie, że sojusz nie chce albo nie jest w stanie zdecydowanie odpowiedzieć i bronić swoich członków. Rosjanie nie muszą okupować wszystkich krajów bałtyckich. Wystarczy im zająć fragment jednego z nich i obserwować naszą odpowiedź.

Jeśli chodzi o wsparcie - czy w przypadku rosyjskiej agresji NATO jest przygotowane na taką operację logistyczną?

Kluczowe w tym przypadku jest to, żebyśmy byli w stanie zareagować jak najszybciej i przeprowadzić tę operację jeszcze w czasach pokoju, zanim zacznie się kryzys. Nie chcemy wyzwalać państw bałtyckich. Chcemy pokazać Kremlowi, że jesteśmy w stanie dotrzeć do nich, zanim Rosjanie rozpoczną atak. Tak, by nie pomyśleli, że ujdzie im to na sucho. Dlatego tak ważna jest dla nas kwestia mobilności. Trzeba zagwarantować odpowiednią przepustowość środków transportu, a obecnie takiej przepustowości nie mają np. połączenia kolejowe z Niemiec czy Polski do państw bałtyckich. Nie zapominajmy o drogach, mostach, portach czy lotniskach. Te obiekty muszą być chronione przed cyberatakami. Gdańsk może zostać sparaliżowany przez cyberatak łatwiej niż przez pociski Iskander.

Przetransportowanie 40 tys. żołnierzy i sprzętu wojskowego, nie mówiąc już o większych siłach, będzie ogromnym przedsięwzięciem logistycznym. Poziom dróg czy linii kolejowych w Niemczech, Polsce czy na Litwie znacznie się od siebie różni. Jak sojusz chce sobie poradzić z tym problemem?

W tej sprawie swoje zdania mają państwa członkowskie oraz Unia Europejska. 

Z radością przyjąłem kilka lat temu wiadomość, że Bruksela opracowała projekt dotyczący wojskowej mobilności. Unia jest najlepszą organizacją do tego, by skłonić państwa europejskie do ulepszania swojej infrastruktury. UE ma także fundusze, które może przeznaczyć na poprawę jakości linii kolejowych czy modernizację mostów. Polska może być przykładem dobrej modernizacji połączeń transportowych, które łączą północ z południem i zachód ze wschodem. Dlatego uważam, że do 2 proc. wydatków PKB na obronność powinny się wliczać inwestycje w infrastrukturę, która może być wykorzystywana również przez wojsko. Moim zdaniem nie potrzebujemy więcej niemieckich czołgów, potrzebujemy więcej niemieckich pociągów. Potrzebne jest bardziej kompleksowe podejście do tego, co właściwe oznacza 2 proc. wydatków na obronność.

Obecnie te pieniądze mają być przeznaczane tylko na armię i powiększanie jej zdolności bojowych. Np. w przypadku Niemiec ich priorytetem powinno być modernizowanie tego, co już mają. Ale jeśli wydadzą na to 1,5 proc. PKB, to czemu nie powiemy Niemcom, żeby za resztę pieniędzy zapewniły ochronę przeciwrakietową innym państwom, których na to nie stać? Obecnie rozładowanie jednej brygady w Bremerhaven zajmuje trzy dni. Nie dlatego, że port jest za mały, ale dlatego, że drogi wyjazdowe nie są do tego dostosowane. Aby działania NATO były skuteczne, rozładunek musi odbywać się szybciej. Dlaczego więc nie przeznaczyć części środków z tych 2 proc. PKB na rozbudowę infrastruktury?

Jaki wpływ na szybkość reakcji NATO mogą mieć problemy, z którymi mierzą się armie poszczególnych państw członkowskich: na papierze plany mobilizacji i wsparcia dla państw bałtyckich wyglądają świetnie, ale np. Bundeswehra jeszcze niedawno miała problem ze skomplementowaniem sprzętu dla oddziałów biorących udział w manewrach?

W ostatnim czasie Bundeswehra robi bardzo dużo, by powrócić do stanu gotowości, jakiego byśmy oczekiwali. To jednak wymaga ogromnych nakładów finansowych i ciągłych, niekończących się ulepszeń. Ważne są także wsparcie i wola polityków, by kontynuować modernizację. Polska jest tego dobrym przykładem.

Nie wszyscy w Polsce się z panem zgodzą. Wielu ekspertów podkreśla, że polska armia jest niedofinansowana i ma ogromne braki. Flota nadaje się do muzeum, a ulepszanie ponad 40-letnich czołgów T-72 może wzbudzać politowanie. 

Przez ponad 20 lat polska armia, ale także Bundeswehra czy armia amerykańska skupiały się na przygotowywaniu oddziałów, które brały udział w misji w Afganistanie. Brano żołnierzy i sprzęt z różnych jednostek, modernizowano je, szkolono i wysłano na operację wojskową. Jeśli chodzi o odstraszanie Rosji, to mamy do czynienia z kompletnie innym modelem. W gotowości musi być więcej jednostek. Więcej zależy też od czołgów i artylerii. Potrzebny był więc okres przejściowy, by wdrożyć to nowe podejście. Wydaje mi się, że w ciągu 3-4 ostatnich lat NATO i Polska zrobiły dużo, by pokonać ten okres przejściowy. Oczywiście jest to bardzo kosztowne, ale mam zaufanie do polskich dowódców.

A co z sytuacjami, na które nie mamy wpływu? Jak na transport wsparcia dla państw bałtyckich może wpłynąć pandemia koronawirusa, z którą obecnie się mierzymy?

Wystarczy, że jeden kraj zamknie granice i mamy korki ciągnące się na wiele kilometrów. UE i NATO powinny być przygotowane na zorganizowanie transportu niezależnie od kryzysu, z jakim się mierzymy. Potrzebne są procedury, które umożliwią jak najszybsze przetransportowanie np. sprzętu medycznego z Niemiec na Litwę. Myślę, że ta epidemia nauczy nas bardzo wiele, także tego, jak szybko zorganizować transport sprzętu wojskowego i żołnierzy w nadzwyczajnych sytuacjach.

Fragment rozmowy z generałem Benem Hodgesem, który jest współautorem raportu Center for European Policy Analysis (CEPA) i International Center for Defense and Security (ICDS) na temat wojskowej mobilności NATO. Cały wywiad ukaże się 19 kwietnia w magazynie „Plus Minus”, sobotnio-niedzielnym wydaniu „Rzeczpospolitej”

Załóżmy, że Rosja atakuje Litwę, Łotwę albo Estonię. Ile czasu zajmie Kremlowi zajęcie któregoś z tych państw?

Myślę, że to nie będzie łatwe, biorąc pod uwagę, jak bardzo kraje bałtyckie i Polska wzmocniły swoje zdolności obronne. Mam na myśli siły terytorialne, zwiększenie współpracy oraz obecność grup bojowych NATO. Oczywiście, te państwa nie wytrzymają w nieskończoność bez wsparcia. Głównym celem Moskwy jest jednak pokazanie, że sojusz nie chce albo nie jest w stanie zdecydowanie odpowiedzieć i bronić swoich członków. Rosjanie nie muszą okupować wszystkich krajów bałtyckich. Wystarczy im zająć fragment jednego z nich i obserwować naszą odpowiedź.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji
Publicystyka
Estera Flieger: Adam Leszczyński w Instytucie Dmowskiego. Czyli tak samo, tylko na odwrót
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe