Jeśli pod słowem „rządzenie" rozumiemy zdolność do wprowadzania w życie swoich planów zmian polityki gospodarczej i społecznej, to wydaje się, że na czele listy „nierządzących" należy zapisać cały francuski rząd na czele z prezydentem republiki. Nieważne, czy planowane przez prezydenta Macrona reformy są słuszne czy nie. Ważne, że przestraszony rząd się z nich wycofał, jednocześnie starając się zadowolić „żółte kamizelki" drobnymi ustępstwami.

Ale to nie koniec tych, którzy nie rządzą we Francji. Nie rządzi też opozycja – to znaczy, nie stoi wcale na czele ludzi demonstrujących niezadowolenie z planów rządu. Nie rządzą potężne dawniej związki zawodowe, których nikt nie prosił, aby zajęły to samo miejsce. Nie rządzi biznes, który nie wie, w jaki sposób dotrzeć do milionów ludzi z ideą, że kraj potrzebuje więcej rynku i swobody gospodarczej. Nie rządzą zasłużeni dla republiki „mędrcy" (np. byli prezydenci, politycy, autorytety społeczne i naukowe), którzy tradycyjnie mieli we Francji potężną siłę oddziaływania i zapewniony dostęp do wszystkich opiniotwórczych mediów. Nie rządzi policja, niezdolna zapewnić spokoju na ulicach. Nie rządzi odwieczny, radosny, świąteczno-noworoczny marketing, bo sklepy na Champs-Élysées mają wystawy zabite deskami w obawie przed chuliganami i rabusiami, którzy przyłączyli się do protestów w poszukiwaniu szans na rozróbę. I nie rządzą nawet przywódcy „żółtych kamizelek" – bo ruch ten w zasadzie nie ma przywódców, więc rząd nie wie nawet, z kim mógłby negocjować.

Czy ruch „żółtych kamizelek" to przykład nowej formy masowej mobilizacji grup ludzi w społeczeństwach Zachodu – zwłaszcza tych, którzy są sfrustrowani i niezadowoleni z ładu, jaki panuje? Bardzo możliwe. Kilka lat temu, w czasie „arabskiej wiosny", świat zdumiał się, widząc, że w dzisiejszych czasach niezadowoleni ludzie do skrzyknięcia się i dokonania rewolucji nie potrzebują polityków i liderów, nie potrzebują Waszyngtonów, Robespierre'ów, Leninów i Wałęsów. Wystarczy im internet i fora społecznościowe. W podobny sposób, jak w drodze rozwoju otwartego oprogramowania (open source) powstają internetowe aplikacje lepsze od dawnych produktów komercyjnych, internet pozwala na zorganizowanie się potężnych ruchów społecznych, dążących do zmian. Na razie korzystają z tego narzędzia głównie ruchy protestu i niezadowolenia. Może jednak uda się wykorzystać te mechanizmy również do mobilizacji ruchów reform i postępu?

Sądzę, że to co stało się w roku 2018 we Francji, w roku 2019 może mieć miejsce w wielu innych krajach. Być może na naszych oczach zmienia się sposób wyrażania opinii przez społeczeństwa i zmieniają się mechanizmy podejmowania – lub wymuszania – decyzji. Rok 2019 może być rokiem „żółtych kamizelek" na całym świecie, również i Polsce.

Drżyjcie, politycy, bo może się okazać, że ludzie wcale was nie potrzebują.