Wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego, Mateusza Morawieckiego i starej-nowej szefowej sztabu wyborczego prezydenta, Beaty Szydło nie pozostawiały złudzeń co do tego, że prezydent jest politycznym elementem systemu tworzonego przez PiS. I dzieje się tak wbrew temu, co o swojej przyszłej prezydenturze mówił w 2015 roku Andrzej Duda, który Bronisławowi Komorowskiemu zarzucał bycie prezydentem PO.
Dziś wychwalany przez prezesa Kaczyńskiego prezydent jest chwalony za to, że pozwala realizować program PiS-u. O jego cnotach świadczy według Jarosława Kaczyńskiego to, że tuż po katastrofie smoleńskiej nie pozwolił politycznym wrogom natychmiast przejąć Pałacu Prezydenckiego. Walka o jego reelekcję jest ważna, ponieważ bez tej figury na szachownicy realizowanie programu PiS może okazać się niemożliwe. Nadto prezes Kaczyński wyraźnie wpisał – w swoim przemówieniu – prezydenta w gorący konflikt polityczny toczący się w Polsce nie jako arbitra i kogoś budującego mosty między skłóconymi Polakami, ale jako hetmana jednej ze stron. Kiedy prezes Kaczyński mówił, że prezydenta popierają wszyscy ci, którzy chcą, aby Polska była niepodległa, a przeciw są ci, którzy owego pragnienia nie przejawiają to pobrzmiewało w tym owo słynne zawołanie „cała Polska z was się śmieje, komuniści i złodzieje”. Prezydent w tej wizji nie może być prezydentem wszystkich Polaków – bo polityczni przeciwnicy prawdziwymi Polakami, przy takim nakreśleniu rzeczywistości, nie są.