Turcja, w ramach ofensywy w północno-wschodniej Syrii, chce utworzyć 30-kilometrową "strefę bezpieczeństwa", do której po zakończeniu działań będą mogli wrócić syryjscy uchodźcy przebywający w Turcji. Celem ofensywy było przede wszystkim wyparcie z tych terenów YPG i tworzonych przez nie Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF) uważanych przez Turcję za formacje terrorystyczne i przedłużenie zdelegalizowanej w Turcji Partii Pracujących Kurdystanu (PKK).

- Nie ma wątpliwości, że YPG chciałoby pozostać na tym terenie - podkreślił Jeffrey w rozmowie z towarzyszącymi mu dziennikarzami. - Ale w naszej ocenie nie mają oni potencjału wojskowego pozwalającego utrzymać te tereny i dlatego zawieszenie broni będzie znacznie lepsze... to próba zdobycia kontroli nad tą chaotyczną sytuacją - powiedział wysłannik USA do Syrii.

YPG i SDF były sojusznikami USA w walce z Daesh - Kurdowie odegrali kluczową rolę m.in. w zdobyciu nieformalnej stolicy samozwańczego kalifatu - Ar-Rakki.

Mimo to Donald Trump dwa tygodnie temu podjął decyzję o wycofaniu żołnierzy USA z obszarów objętych planowaną turecką ofensywą, co umożliwiło Recepowi Tayyipowi Erdoganowi jej rozpoczęcie.

W czwartek, po rozmowach między wiceprezydentem USA Mike'm Pence'm Turcja zgodziła się na pięciodniowe zawieszenie broni. W czasie jego trwania Kurdowie mają wycofać się z granic "strefy bezpieczeństwa", którą chce stworzyć Turcja. Turcja przedstawiła wynegocjowany układ jako swoje "całkowite zwycięstwo".