Operacja w rejonie Afrin ma na celu wypchnięcie z tego obszaru milicji kurdyjskich - Powszechnych Jednostek Ochrony (YPG) oraz formacji kurdyjskiej Partii Unii Demokratycznej (PYD). Turcy uważają kurdyjskie milicje za zbrojne ramię nielegalnej Partii Pracujących Kurdystanu uznawanej przez Turcję, ale również USA i UE za organizację terrorystyczną. Wicepremier Turcji oskarżył 22 stycznia Kurdów, że ci współpracują z terrorystami z Daesh w walce z Turkami.
Kurdowie z YPG wzięli aktywny udział w wyparciu Daesh z rejonów w północnej Syrii, w tym uczestniczyli w zdobyciu nieformalnej stolicy samozwańczego kalifatu, Ar-Rakki.
"Niemal 150 Syryjczyków zgromadziło się w Konyi (w Turcji - red.), żeby wyrazić wsparcie dla tureckiej armii" - pisze Agencja Anatolia.
Agencja cytuje m.in. studenta z Damaszku, Muhammeda Taciego, który mówi, że "jest gotów walczyć za Turcję". - Czujemy się do tego zobligowani, ponieważ Turcja udzieliła nam schronienia - podkreśla (Ankara przyjęła nawet 3 miliony uchodźców z Syrii, uciekających przed toczącą się w tym kraju od 2011 roku wojnę domową).
Taci podkreśla, że turecka armia w rejonie Afrin "walczy z terrorystami". Dodaje, że jest gotów wziąć udział w tej walce i jest gotów "zostać męczennikiem". Według rozmówcy Agencji Anatolia kilka tysięcy Syryjczyków przebywających w Turcji chce walczyć ramię w ramię z Turkami.