Na razie jest tak, że KOD firmowany jest głównie przez Nowoczesną, Platformę Obywatelską i PSL, a także pojedynczych polityków lewicy. Razem i Leszek Miller wraz ze swoimi zwolennikami odcinają się jednoznacznie od ruchu. Z różnych powodów. Razem nie chce wspomagać „skompromitowanych przedstawicieli elit politycznych i biznesowych“, a Leszek Miller i mająca podobne przekonania część polityków SLD sprzeciwia się po prostu histerii, hipokryzji i cynicznemu (w przypadku jednych) lub głupiemu (w przypadku innych) biciu piany.

Nie wiem, w jaki sposób partii Razem miałby się opłacać gest poparcia dla KODu, który reprezentuje wszystko to, czym młoda partia lewicowa gardzi. Poza oczywistą oczywistością, jaką jest rzeczywista obecność wspomnianych już „skompromitowanych przedstawicieli elit“ w pierwszysch szeregach demonstracji komitetu, KOD staje w obronie transformacyjnego dorobku III RP i jej instytucji gwarantujących niesprawiedliwy społecznie status quo. Nie bez znaczenia dla Razem jest pewnie też to, że komitet ma wyraźnie klasowy charakter zarówno na poziomie personalnym jak i ideologicznym. Ludzie, którzy na manifestacjach KODu nie bronią swoich własnych interesów mają zapewne fałszywą świadomość, a KOD sprawnie tą fałszywą świadomość w nich podsyca.

Popieranie KODu w zasadzie nie opłacałoby się nie tylko partii Razem, ale nie opłaca się nikomu poza Ryszardem Petru. Ponadpartyjny sojusz, który umożliwił KOD, a w skład którego wchodzą Nowoczesna, PO i PSL jest mechanizmem, który pozwala zaprząc polityków partii poprzedniej koalicji rządzącej w lansowanie nowej formacji. PO i PSL wyglądają na manifestacjach KODu jak skazane na skonsumowanie przystawki, blednące w blasku wspinającego się coraz wyżej po słupkach sondaży Petru. Trik z ponadpartyjnym komitetem strategicznie się powiódł. Nie udało się jeszcze tylko pożreć lewicy. Bo PO i PSL już Nowoczesnej ledwo wystają spomiędzy zębów.