„Wiarygodna polityka rozszerzenia stanowi strategiczną inwestycję w bezpieczeństwo i dobrobyt Europy i – już do tej pory – przyczyniła się w znacznym stopniu do pokoju na kontynencie" – oświadczyli ministrowie spraw zagranicznych Grupy Wyszehradzkiej (Polski, Słowacji, Czech i Węgier).
– Taki mocny głos jest ważny, szczególnie teraz, gdy Bruksela przeżywa kryzys idei rozszerzenia i coraz częściej można tam usłyszeć, że to jest niepotrzebne – powiedziała „Rzeczpospolitej" analityk OSW Marta Szpala.
Na zaproszenie Polski w Warszawie spotkali się ministrowie Wyszehradu, sześciu państw Bałkanów Zachodnich aspirujących do Unii (Czarnogóry, Serbii, Macedonii, Albanii, Bośni i Hercegowiny oraz Kosowa) oraz pięciu państw unijnych sąsiadujących z bałkańskim regionem (Rumunii, Bułgarii, Chorwacji, Słowenii i Włoch). Gościem honorowym była szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini.
Tak różnorodną grupę krajów – wśród których łatwiej o konflikty niż wspólne interesy – łączy przede wszystkim problem bezpieczeństwa. Oprócz Włoch Bałkany Zachodnie są głównym regionem, przez który do UE przedostają się uchodźcy. Ich ogromna liczba jest uznawana za zagrożenie przez prawie wszystkie kraje, które reprezentowane były w Warszawie – zarówno należące do Unii, jak i aspirujące do niej. – Fala imigrantów jest częścią większego problemu: braku bezpieczeństwa w regionie, który stanowi enklawę wewnątrz Unii, ale do niej nie należy i ma z nią ponad 2 tys. km wspólnej granicy – mówi Szpala.
Jakakolwiek destabilizacja sytuacji w tym i tak niezbyt pewnym regionie powoduje natychmiastowe skutki dla całej Unii. Eksperci wskazują, że ze względu na niesprawnie działające państwa regionu stamtąd mogą również zagrażać Europie terroryzm oraz inne zagrożenia, „jakie mogą przenikać poprzez Bałkany". A unijna granica z nimi jest zbyt długa, by jej upilnować.