Jednak Mark Leonard, założyciel i dyrektor ECFR, sądzi, że nie ma w tym sprzeczności. Większość respondentów nie chce bowiem rozpadu Unii, ale się go obawia. Jego zdaniem jest to spowodowane przede wszystkim wzrostem znaczenia tych sił politycznych, które stawiają na konfrontacyjną obronę interesów narodowych. Dlatego, uważa Leonard, bardzo ważna będzie mobilizacja w tych wyborach „cichej większości" zwolenników integracji.
I rzeczywiście, 92 proc. pytanych w sondażu dla ECFR uważa, że będą stratni, jeśli Unia zniknie. 38 proc. wskazuje na koniec wolności handlu, 37 proc. brak możliwości swobodnego przemieszczania się, 35 proc. na zaprzepaszczenie możliwości podejmowania pracy i osiedlania się w innym kraju Unii.
Profesor Andre Sapir, ekspert brukselskiego Instytutu Bruegla, w 2003 r. stanął na czele grupy ekspertów, którzy na prośbę Rady Europejskiej opracowali raport, jak postawić na nogi europejską gospodarkę. Dziś przygotowuje on kolejne opracowanie dla nowych przywódców unijnych instytucji, które ma wskazać sposób wyprowadzenia Wspólnoty na prostą także w innych dziedzinach.
– Sondaż ECFR zaskoczył mnie – przyznaje Sapir w rozmowie z „Rz". – UE nie grozi rozpad w nadchodzących 20 latach, bo podstawowy cel Unii, utrzymanie pokoju poprzez jednolity rynek, pozostaje aktualny i podziela go przytłaczająca większość Europejczyków. Jednak od naszego raportu sprzed 16 lat świat radykalnie się zmienił. Narasta ryzyko bipolarnego układu amerykańsko-chińskiego, w którym Europa, choć ma porównywalną gospodarkę, będzie tylko biernie wypełniała polecenia Waszyngtonu, mimo że jej interesy z USA coraz mocniej się rozchodzą. To pokazuje choćby przykład konfliktu z Iranem czy wojny handlowej Ameryki z Chinami. Jednak przejście od jednolitego rynku do struktury politycznej z własną polityką obronną i zagraniczną jest ogromnym skokiem, na który nie jest gotowa znaczna część państw Unii. Mają one odmienne interesy, odmienną historię. Ryzyko polega więc nie tyle na rozpadzie Unii, ile na tym, że stanie się ona coraz mniej znacząca – mówi Sapir.
Pesymizm w Unii jest też napędzany coraz trudniejszą sytuacją gospodarczą wielu Europejczyków. Mniej niż jedna trzecia z nich przyznaje, że na koniec miesiąca jest w stanie odłożyć oszczędności. Dlatego 36 proc. Francuzów, 35 proc. Czechów czy 31 proc. Słowaków przyznaje, że dominującym uczuciem w ich życiu jest „strach". Z kolei 69 proc. Polaków, 70 proc. Węgrów czy 71 proc. Hiszpanów obawia się, że wielki biznes będzie zbytnio wykorzystywał szeregowych pracowników. W oczach wielu respondentów Unia przestała chronić swoich obywateli przed dzikim kapitalizmem, jaki rozwija się poza Europą.
Silniejszej strefy euro
Daniel Gros, dyrektor Center for European Policy Studies (CEPS), był w czasie kryzysu finansowego jednym z najbardziej wpływowych ekonomistów w Brukseli. W rozmowie z „Rz" podkreśla, że ryzyko rozpadu Unii jest dziś o wiele mniejsze niż kilka lat temu przede wszystkim dzięki przebudowie strefy euro, utworzeniu europejskiego mechanizmu stabilności i unii bankowej. Choć sceptycyzm wobec integracji narasta w wielu krajach, jak np. we Włoszech, to kluczowe jest wciąż duże poparcie dla Unii w najsilniejszym państwie członkowskim – Niemczech.