O wielu decyzjach, które UE miała właśnie teraz podejmować, od dawna mówiło się w kontekście wyborów do Parlamentu Europejskiego. Co zrobić, żeby zmniejszyć szansę na wygraną ruchów populistycznych i eurosceptycznych? Najlepiej pokazać, że UE działa szybko i skutecznie w kluczowych dla obywatela sprawach. A więc buduje jego dobrobyt. Walczy ze zmianą klimatu. I zapewnia finansowanie rozwoju oraz solidarność między krajami. Zapewnia bezpieczeństwo na granicach zewnętrznych i pomaga chronić przed terroryzmem. Niestety, w żadnej z tych dziedzin spektakularnych wydarzeń przed majem 2019 roku nie będzie, co stało się jasne po szczycie UE w ubiegłym tygodniu.

Ani skromne decyzje w sprawie wzmocnienia zarządzania strefą euro, ani odłożone negocjacje w sprawie unijnego budżetu nie są znakiem ofensywy. UE uzgodniła nowy instrument budżetowy dla strefy euro, jednak w formie bardzo okrojonej i dalekiej od ambicji Paryża. Emmanuel Macron to zaakceptował i przedstawił jako swój sukces, argumentując, z pozoru słusznie, że to pierwszy krok we właściwym kierunku. Jest jednak mało prawdopodobne, żeby wyborcy we Francji uznali to za jego wielkie osiągnięcie.

Finansów dotyczy też debata nad unijnym budżetem na lata 2021–2027. KE chciała zakończenia negocjacji przed majem 2019 roku, żeby pokazać wyborcom, jak sprawna Unia uzgadnia nowoczesne instrumenty służące rozwojowi i będące wyrazem solidarności między krajami. Państwa członkowskie nie miały na to jednak ochoty i negocjacje odłożono. Patrząc na atmosferę między płatnikami i biorcami netto, animozje i oskarżenia o brak solidarności, to chyba lepiej, że wszystkie związane z tym spory ujrzą światło dzienne po wyborach.

Przed wyborami miała też zostać przedstawiona strategia klimatyczna UE do 2050 roku. KE to zrobiła, ale nie udało jej się, również z powodu oporu Polski, doprowadzić do zaakceptowania przez państw członkowskie na grudniowym szczycie. Kolejnym ambitnym celem było uzgodnienie pakietu migracyjnego, nad którym UE dyskutuje od dwóch lat. Ale w grudniu udało się tylko przyznać, że część takiego pakietu jest zbyt kontrowersyjna i trzeba ją odłożyć na bok. Chodzi o obowiązek przyjmowania uchodźców (sprzeciwiała się Polska) i większą odpowiedzialność krajów granicznych (sprzeciwiały się Włochy). I choć przy okazji kilka innych ważnych rozporządzeń będzie prawdopodobnie uzgodnionych, a migrantów przybywa dużo mniej niż w szczycie kryzysu migracyjnego, to jednak nie tworzy to wizerunku UE zjednoczonej w polityce migracyjnej.

W żadnej z tych dziedzin nie ma kryzysu czy ewidentnej porażki. Są małe kroki w dobrym kierunku, trochę zaniechań i nieefektowne kompromisy, jednak nie na miarę ambicji wyrażanych jeszcze kilka miesięcy temu. Nie jest to materiał na skuteczną kampanię. Szczególnie że nad wszystkim unosi się jeszcze cień brexitu, który prawie na pewno nie zakończy się porozumieniem do 29 marca 2019 roku.