O ewentualnym odejściu obecnego CEO Ubera Travisa Kalanicka (i jednego ze współzałożycieli) mówiło się od kilku miesięcy. Związane było to z serią kryzysów wizerunkowych, jakie dopadły Ubera w ostatnim czasie – ponad 20 osób zwolniono za „niestosowne zachowania", a dodatkowo jeden z wysoko postawionych pracowników dopuszczał się molestowania seksualnego. Kalanick zadbał o wynajęcie specjalisty, który przeprowadził w związku z tym audyt z propozycjami zmian w firmie. Wśród których nie znalazło się usunięcie CEO ze stanowiska.

Szef Ubera w specjalnej notatce do pracowników ogłosił dziś, że robi sobie przerwę od pracy (leave of absence). Oznacza to, że oficjalnie nadal pozostaje CEO, ale na czas nieokreślony przestaje wykonywać swoje obowiązki. W liście stwierdził, że ów okolicznościowy urlop związany jest z tragedią rodzinną, jaka go dotknęła – matka Kalanicka, Bonnie Kalanick zginęła pod koniec maja w wypadku podczas żeglowania, w tym samym wypadku poważnie ranny został ojciec CEO Ubera, Donald. W swoim liście Travis Kalanick dziękuje pracownikom za wsparcie, jakie od nich otrzymał i podkreśla, że spuścizna jego matki to „najpierw człowiek".

W związku z przerwą w wykonywaniu obowiązków, obowiązki CEO zostaną przekazane innej osobie, a w zarządzie spółki ma pojawić się dodatkowa osoba, ograniczająca wpływ Kalanicka na decyzje. Dzień przed ogłoszeniem „przerwy" Kalanicka z Ubera odszedł jego najbliższy współpracownik Emil Michael.

O ile trudno nie oprzeć się wrażeniu, że szef Ubera korzysta z dogodnego pretekstu, by zachowując twarz odsunąć się od firmy, o tyle jego przerwa w wykonywaniu obowiązków może być dokładnie tym, czym jest na pierwszy rzut oka – czasem, jaki człowiek musi poświęcić na żałobę. I doszukiwanie się drugiego dna może być krzywdzące dla Travisa Kalanicka.