Taka informacja to rzecz niewyobrażalna w każdej armii, ale w Bundeswehrze, której zależy na zerwaniu z niechlubną przeszłością niemieckiego militaryzmu, jest czymś znacznie więcej niż skandalem. Jest plamą na honorze państwa pragnącego uchodzić za wzór sukcesu demokratycznych przeobrażeń po katastrofie III Rzeszy.
W areszcie znajduje się obecnie dwu poruczników 291. batalionu strzelców oraz ich znajomy student. Organizator siatki Franco A. zwerbować miał brata swej narzeczonej Maximiliana T. Zgromadzili sporą ilość amunicji i czynili starania, aby wejść w posiadanie broni. Kto miał być celem ataku – to przedmiot śledztwa. Podobno istniała lista polityków, którzy zdaniem podejrzanych zaangażowali się jednoznacznie w realizację niewłaściwej polityki imigracyjnej.
Franco A. zdobył przed rokiem dokumenty syryjskiego uchodźcy, bez trudu wprowadzając w błąd pracowników punktu obsługi azylantów. Nie znał wprawdzie arabskiego, tłumaczył po francusku, że pochodzi z mniejszości chrześcijańskiej, która tym językiem się posługiwała. Znał francuski, bo jako żołnierz Bundeswehry studiował na francuskiej akademii wojskowej Saint Cyr. Tam też napisał pracę dyplomową, w której nie taił swych rasistowskich i ksenofobicznych poglądów, tak szokujących że jeden z francuskich wykładowców poinformował przełożonych porucznika w Bundeswehrze. Ci nie zareagowali.
W Niemczech zawrzało dopiero po aresztowaniu Franco A. – Przeprowadzimy reformę od rekruta do generała – zapowiedziała Ursula von der Leyen (CDU), minister obrony, atakowana obecnie za błędy w kierowaniu Bundeswehrą. Afera wybuchła na kilka miesięcy przez wyborami do Bundestagu i pani minister zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji. Zrezygnowała nawet z wizyty w USA, obiecując reformy w Bundeswehrze.
Bundeswehra przeszła wiele przeobrażeń od chwili swego powstania w 1955 roku. Była armią tworzoną wprawdzie pod nadzorem aliantów, ale przez wielu oficerów Wehrmachtu. Było to w czasach przed pierwszymi tzw. procesami oświęcimskimi, kiedy do dużej części niemieckiego społeczeństwa nie docierało jeszcze, jak wielki był ogrom zbrodni III Rzeszy. Kiedy z początkiem lat 60. stawało się jasne, co naprawdę działo się na ziemiach okupowanych, ugruntowywał się obraz Wehrmachtu jako armii nieomal o rycerskim etosie, armii, która nie miała nic wspólnego z dokonaniami zbrodniczego reżimu. Ale i ten obraz legł w gruzach w po słynnej wystawie sprzed kilkunastu latu o zbrodniach Wehrmachtu w czasie wojny.