W piątkowym ataku na dwa meczety w nowozelandzkim Christchurch zginęło 49 osób, a 48 zostało rannych. Napastnik został zidentyfikowany jako 28-letni Brenton Tarrant. Jest Australijczykiem mieszkającym w Nowej Zelandii. Mężczyzna przed atakiem opublikował w internecie 74-stronicowy antyimigrancki "manifest", w którym wyjaśnia, kim jest i dlaczego przeprowadził ataki.
"Manifest" oceniany jest jednak przez zachodnie media jako pułapka na tych, którzy szukają sensu i uzasadnienia dla dokonanej przez zamachowca zbrodni. Co prawda znajdują się tam informacje na temat radykalizacji napastnika, to ukryte jest to w dużej ilości tego, co w Polsce nazywane jest "laniem wody". Są tam także treści, które ewidentnie mają za zadanie wywołać emocjonalną reakcję u czytelników i oburzenie czyimiś poglądami lub słowami.
W swoim antyimigranckim "manifeście" dwukrotnie wspomniana została Polska. Na jednej ze stron zamachowiec stwierdza, że "nie ma dokąd uciekać" i "nie ma ani jednego miejsca, którego jeszcze nie dotknęła migracja". "Nie ma przyjemnej łąki, na której możesz położyć swoje zmęczone ciało, oprzeć głowę i poczekać, aż to wszystko się skończy. Nie znajdziesz żadnego wytchnienia, nie na Islandii, nie w Polsce, nie w Nowej Zelandii, nie w Argentynie, nie na Ukrainie, nigdzie indziej na świecie. Ja to wiem, bo tam byłem" - pisze autor.
Fakt, że napastnik wymienił Polskę w kontekście krajów, w których przebywał, nie oznacza, że tak było istotnie. Wskazywać może na to choćby śledztwo, którego wszczęcie ogłosiła w piątek po południu Bułgaria. Podejrzany przebywał w tym kraju w dniach 9-15 listopada zeszłego roku. Jak twierdzi prokurator generalny Sotir Cacarow, Australijczyk chciał "odwiedzić historyczne miejsca i przestudiować historię kraju bałkańskiego". Dodał, że dochodzenie ma ustalić, czy taki był istotny cel wizyty, "czy też miał inne cele".
Według śledczych, 9 listopada zamachowiec przybył do Sofii z Dubaju i następnego dnia wynajął samochód, aby zwiedzić historyczne miejsca w dziesięciu lokalizacjach. 15 listopada poleciał do Bukaresztu, gdzie ponownie wynajął samochód i pojechał nim na Węgry.