Hurkacz: Gotowy na długą walkę w upale

Ojciec najlepszego polskiego tenisisty Krzysztof Hurkacz o karierze syna, charakterze Huberta i startującym w poniedziałek Australian Open.

Aktualizacja: 16.01.2020 19:13 Publikacja: 16.01.2020 19:02

Hubert Hurkacz z ojcem Krzysztofem, mamą Zofią i siostrą Niką

Hubert Hurkacz z ojcem Krzysztofem, mamą Zofią i siostrą Niką

Foto: EAST NEWS, Wojciech Kubik

W skali od 1 do 10, gdzie dziesiątka oznacza szczyt zaangażowania, jakie jest pańskie miejsce w tzw. klubie oszalałych tenisowych rodziców?

Z całą rodziną oczywiście przeżywamy mecze, ale zdecydowanie stawiam sobie jedynkę. W emocje i ekspresje związane z trenerami, sędziami, przeciwnikami nie wchodzimy. Nie tyle z założenia, ile z przyczyn natury charakterologicznej i osobistej. Rodzice, otoczenie musi pozwolić dzieciom popełniać błędy.

Nie miał pan pokusy, żeby z syna, który uprawiał początkowo kilka dyscyplin, zrobić jednak waterpolistę, bo to był pański sport?

Hubert uczęszczał na zajęcia na basenie, nawet nie był taki zły, ale piłki wodnej nie mógł uprawiać, bo sekcja we Wrocławiu przestała istnieć. To jest sport, który podoba się tym, którzy go uprawiają, ale może być nudny dla widowni. Gdy Hubert był już na świecie, dla mnie też ciekawsza była koszykówka i tenis. Trzyletnie dzieciaki zwykle wtedy naśladują rodziców. Inne sporty były sugestią, np. gimnastyka, i stały się doskonałym uzupełnieniem zajęć na korcie.

Kiedy poczuli państwo ciężar tenisowego wyboru syna?

Obciążenia zwiększały się stopniowo, ta decyzja nie jest kamieniem milowym na osi czasu. Jeden z pierwszych trenerów Huberta, Czech, namawiał go, by wiele rywalizował w Polsce i Czechach, nawet kosztem treningów. Zaczęliśmy więc organizować jemu i sobie życie w cyklach tygodniowych i tak to naturalnie szło. Grać w koszykówkę, w której był też dobry, czy w tenisa – to był przez pewien czas dylemat Huberta, ale kadra trenerska zespołu koszykarskiego postawiła warunki, trzeba było wybierać. Ten wybór też był naturalny, bez narad przy stole, po prostu koszykówka zgasła.

Jaka była wówczas główna przeszkoda tenisowego rozwoju państwa syna?

Brak sparingpartnerów na bliskim lub – lepiej – nieco wyższym poziomie. Im starszy był Hubert, tym gorzej było, ale to problem, z którym borykał się każdy w Polsce.

W jakich kwestiach mógł wtedy pomagać Polski Związek Tenisowy?

W części organizacyjnej i finansowej związek uczestniczył, pomagał w wyjazdach Huberta na mistrzostwa Europy, na niektóre turnieje międzynarodowe. Zdarzało się, że syn otrzymywał część finansowania po turnieju, co było miłym zaskoczeniem. Dziś nasze społeczeństwo chyba zaczęło mieć trochę więcej pieniędzy, zniknęły też granice, łatwiej się podróżuje i dzięki temu zwiększył się dostęp młodych graczy do turniejów europejskich, pojawiły się granty sygnowane przez Lotos. Może to nie daje gwarancji sukcesu, ale pozwoli juniorom pójść kawałek dalej, konfrontować się ze światem i kilku z tej konfrontacji może wyjść z wygranymi.

Zmierzam do pytania, dlaczego Hubertowi udało się przebić już niemal do pierwszej trzydziestki świata, a innym z jego pokolenia jednak nie?

Hubert potrafi osiągać swoje cele, ale nie definiuje ich ostro. I lubi się bawić tym, co robi. Cel go nie ogranicza, i to jest chyba odpowiedź. No i jest zespół, idealnie skomponowany dla Huberta. Mentalnie i osobowościowo. Mój syn czuje się w nim dobrze. Sam sobie dobiera osoby do współpracy i znalazł się w takiej sytuacji, że jest jakby w próżniowej bańce, gdzie nie ma oporów powietrza, tylko biegnie z taką prędkością, z jaką zechce.

Co pan odpowiada tym, którzy twierdzą, że Hubert jest za grzeczny jak na normy współczesnego tenisa?

Jest fighterem do ostatniej kropli krwi. Tego nie widać, bo on nie ma potrzeby wyrzucania z siebie emocji tak, jak inni to robią, ale jakby zagrać z nim w koszykówkę jeden na jednego, to on nigdy nie odpuści, wiem, co mówię, bo to nieraz robiłem. Powiedzmy, że wydoroślał, no i jest po prostu innym tenisistą niż Nick Kyrgios, artysta tenisa, do tego nader wrażliwy, jak twierdzą osoby z jego otoczenia.

Czy Hubert dobrze radzi sobie z podróżami, hotelami, zmianami stref czasowych?

Jest w tej kwestii doskonale poukładany, nawet perfekcyjny. Weźmy przykład z ostatniego meczu w Auckland [wygrany 6:4, 6:7 (11-13), 6:4 ćwierćfinał z Feliciano Lopezem – przyp. K.R.] – wiedząc, że zagra w sesji nocnej, specjalnie przeciągał zajęcia w dzień, by położyć się i wstać później, bo w Sydney grał w sesjach porannych i należało się przestawić. Kiedy wie, że leci z Europy do Australii, żyje Australią kilka dni wcześniej.

Hubert został rozstawiony w Wielkim Szlemie, to pierwszy osiągnięty cel na ten rok?

Pomysł na to rozstawienie, czyli na ułatwienie startu w Australian Open, miał jeszcze przed końcem zeszłego sezonu, nawet przed paryskim turniejem w hali Bercy. Powód: świetny zespół i nabranie wiary w to, co potrafi. Fizycznie jest świetnie przygotowany, spędził z Przemkiem Piotrowiczem pracowity czas. Jak twierdzi jego trener od przygotowania fizycznego, Hubert jest gotowy na pięciosetowy mecz z pięcioma tie-breakami. W dużym upale.

To dobrze, bo tegoroczny turniej w Melbourne może być także sprawdzianem odporności na upał i smog, skutek australijskich pożarów. Nie obawia się pan tego?

Z Polski trudno nam to ocenić, mamy też jakieś wiadomości o opadach deszczu, te dymy powinny ponoć opaść. Tak, tenisiści intensywnie biegają, wciągają potężne ilości powietrza i zadymienie na pewno nie służy zdrowiu. Ale faktem jest też to, że żyjemy we Wrocławiu, w Polsce i w Europie, gdzie powietrze za czyste nie jest. Jestem przekonany, że organizatorzy Australian Open nie dopuszczą, by komukolwiek stała się w Melbourne krzywda i podejmą właściwe decyzje organizacyjne. To początek roku, za chwilę jest mnóstwo turniejów ATP Tour, działacze nie będą chcieli, by takie sławy jak Nadal, Federer, Djoković i inni zawodnicy kasłali i mówili, że nie mogą grać.

Ten rok to także igrzyska w Tokio. Hubert może wystartować w singlu i deblu. To ważna impreza dla pana syna?

Bardzo chciał grać w Tokio, już wtedy, gdy awansował do pierwszej setki rankingu ATP i zarysowała się taka możliwość. O debla trzeba pytać Huberta. Wiem, że nastawiał się na grę z Łukaszem Kubotem, są w świetnych relacjach, ale to Łukasz jest liderem w tej parze i należy raczej powiedzieć, że świetnie by było, gdyby Hubertowi udało się pomóc Kubotowi w zdobyciu medalu.

Za niespełna cztery tygodnie Hubert obchodzi 23. urodziny. Jaki ma pan pomysł na prezent?

Rozmowa ukaże się wcześniej, więc nie popsuję niespodzianki, ale mogę odpowiedzieć, że syn ma wiele zainteresowań od czasów dziecięcych, więc pomysłów mamy kilka. Może to być np. godzina intensywnej zabawy gdzieś na torze wyścigowym. Trwa krótko, w pamięci zostaje na długo.

W skali od 1 do 10, gdzie dziesiątka oznacza szczyt zaangażowania, jakie jest pańskie miejsce w tzw. klubie oszalałych tenisowych rodziców?

Z całą rodziną oczywiście przeżywamy mecze, ale zdecydowanie stawiam sobie jedynkę. W emocje i ekspresje związane z trenerami, sędziami, przeciwnikami nie wchodzimy. Nie tyle z założenia, ile z przyczyn natury charakterologicznej i osobistej. Rodzice, otoczenie musi pozwolić dzieciom popełniać błędy.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Tenis
Zendaya w „Challengers”. Być jak Iga Świątek i Coco Gauff
Tenis
Iga Świątek wygrywa pierwszy mecz w Madrycie. Niespodziewane kłopoty w końcówce
Tenis
Iga Świątek czeka na pierwszy sukces w Hiszpanii. Liderka rankingu zaczyna dziś turniej w Madrycie
Tenis
Magda Linette zagra z Aryną Sabalenką. Bolesna porażka Magdaleny Fręch w Madrycie
Tenis
100. tydzień Igi Świątek w roli światowej liderki kobiecego tenisa