Oskar Gröning przyjął wyrok czterech lat więzienia ze spokojem, chociaż może on oznaczać w rzeczywistości dożywocie. Czy 94-letni buchalter z Auschwitz spędzi resztę życia za kratkami, rozstrzygną lekarze. W czasie procesu prosił o przebaczenie i podkreślał swą „moralną winę", chociaż – jak twierdził – nie miał krwi na rękach. Zajmował się zarządzaniem dobytkiem ofiar. Był członkiem Waffen SS i sam się do tej służby zgłosił.
Spóźniony precedens
– Jest to precedensowy wyrok. Po raz pierwszy został skazany zbrodniarz, który osobiście nie mordował, lecz czynnie uczestniczył w nazistowskiej machinie śmierci – zwraca uwagę „Rz" Efraim Zuroff, dyrektor Centrum Wiesenthala zajmującego się poszukiwaniem zbrodniarzy nazistowskich. Oskar Gröning został uznany za współodpowiedzialnego śmierci 300 tys. osób.
– Jakie podjąć postanowienie, mając na uwadze krewnych ofiar i samego 94-letniego oskarżonego? – zadał retoryczne pytanie sędzia Franz Kompisch, przystępując do odczytania wyroku.
Tym samym zwrócił uwagę na fakt, że najprawdopodobniej ostatni proces Auschwitz odbył się zbyt późno, dziesiątki lat za późno – relacjonował „Die Welt". Gröning jest 50. zbrodniarzem z Auschwitz, którego dosięgnęła sprawiedliwość. Skazanym do tej pory oprawcom z tego obozu trzeba było udowodnić popełnienie morderstw, co mogło nastąpić prawie wyłącznie na podstawie zeznań świadków.
W przypadku Gröninga wystarczył sam fakt, iż odbywał służbę w Auschwitz. Taka interpretacja prawa obowiązuje dopiero od kilku lat, ale tylko w przypadku służby w jednym z pięciu obozów zagłady. Obozy te to: Treblinka, Bełżec, Sobibór, Chełmno i Majdanek.