Cztery lata za Auschwitz

Skazanie księgowego z Auschwitz zamyka pewien etap w niemieckiej historii. Następnych procesów już nie będzie.

Aktualizacja: 15.07.2015 20:21 Publikacja: 15.07.2015 20:05

Cztery lata za Auschwitz

Foto: AFP

Oskar Gröning przyjął wyrok czterech lat więzienia ze spokojem, chociaż może on oznaczać w rzeczywistości dożywocie. Czy 94-letni buchalter z Auschwitz spędzi resztę życia za kratkami, rozstrzygną lekarze. W czasie procesu prosił o przebaczenie i podkreślał swą „moralną winę", chociaż – jak twierdził – nie miał krwi na rękach. Zajmował się zarządzaniem dobytkiem ofiar. Był członkiem Waffen SS i sam się do tej służby zgłosił.

Spóźniony precedens

– Jest to precedensowy wyrok. Po raz pierwszy został skazany zbrodniarz, który osobiście nie mordował, lecz czynnie uczestniczył w nazistowskiej machinie śmierci – zwraca uwagę „Rz" Efraim Zuroff, dyrektor Centrum Wiesenthala zajmującego się poszukiwaniem zbrodniarzy nazistowskich. Oskar Gröning został uznany za współodpowiedzialnego śmierci 300 tys. osób.

– Jakie podjąć postanowienie, mając na uwadze krewnych ofiar i samego 94-letniego oskarżonego? – zadał retoryczne pytanie sędzia Franz Kompisch, przystępując do odczytania wyroku.

Tym samym zwrócił uwagę na fakt, że najprawdopodobniej ostatni proces Auschwitz odbył się zbyt późno, dziesiątki lat za późno – relacjonował „Die Welt". Gröning jest 50. zbrodniarzem z Auschwitz, którego dosięgnęła sprawiedliwość. Skazanym do tej pory oprawcom z tego obozu trzeba było udowodnić popełnienie morderstw, co mogło nastąpić prawie wyłącznie na podstawie zeznań świadków.

W przypadku Gröninga wystarczył sam fakt, iż odbywał służbę w Auschwitz. Taka interpretacja prawa obowiązuje dopiero od kilku lat, ale tylko w przypadku służby w jednym z pięciu obozów zagłady. Obozy te to: Treblinka, Bełżec, Sobibór, Chełmno i Majdanek.

– Obozu w Auschwitz w tym gronie nie było, gdyż nie był zaliczany jako obóz służący wyłącznie zagładzie, chociaż jego część, Auschwitz II, czyli Birkenau, podpadał bez wątpienia pod taką kategorię – tłumaczy „Rz" Christian Hartmann z monachijskiego Instytutu Historii Współczesnej. Jego zdaniem wyrok na Gröninga sprawił, że w przyszłości samo udowodnienie służby w Auschwitz będzie automatycznie prowadzić do skazania.

To teoria, bo nie szykuje się żaden proces tego rodzaju. W Auschwitz służyło zaś w sumie 6,5 tys. kobiet i mężczyzn i niewykluczone, że niektórzy z nich jeszcze żyją.

Ale jak ich znaleźć po latach zaniechań, braku woli politycznej ścigania wszystkich podejrzanych, licznych amnestiach i darowaniu znacznych części kary już skazanym?

Oprawcy już nie żyją

– Staramy się trafić na ślad jeszcze żyjących podejrzanych, ale zdajemy sobie jednocześnie sprawę, że szanse są niewielkie – mówi „Rz" Kurt Schrimm, szef Centralnego Urzędu Ścigania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu.

Jego śledczy przeczesują w ostatnich latach rosyjskie archiwa sądowe w poszukiwaniu protokołów z procesów z pierwszych lat po wojnie wytoczonych w Związku Radzieckim niemieckim jeńcom wojennym podejrzanym o udział w zbrodniach. Wysłannicy centrali z Ludwigsburga wynajdują w tych protokołach nazwiska żołnierzy niemieckich formacji, którzy mogli uczestniczyć w zbrodniach. Konfrontują je następnie z danymi z archiwum wojskowego w Berlinie, gdzie znajdują się dane w zasadzie wszystkich niemieckich żołnierzy z czasów II wojny. To umożliwia ustalenie dalszych losów podejrzanych. Takie dossier centrala w Ludwigsburgu przekazuje prokuratorom w miejscu zamieszkania podejrzanych.

Ilu zbrodniarzy trafiło na tej podstawie przed oblicze sądu? – Nie ma takich statystyk – mówi Schrimm. Analizując radzieckie dokumenty sądowe, urząd w Ludwigsburgu pracuje obecnie intensywnie nad ustaleniem danych Niemców uczestniczących w akcji „Erntefest" (Dożynki) rozpoczętej 3 listopada 1943 r. na Lubelszczyźnie, w czasie której oddziały SS zamordowały 40 tys. osób.

Nie wiadomo też, dlaczego w Ludwigsburgu sięgnięto po radzieckie protokoły sądowe dopiero przed dziesięciu laty, chociaż można to było zrobić już na początku ostatniej dekady ubiegłego wieku, po zjednoczeniu Niemiec.

W sprawie ścigania nazistowskich zbrodniarzy można było zrobić znacznie więcej, o czym dopiero dzisiaj mówi się w Niemczech całkiem otwarcie.

Po wojnie prowadzono w Niemczech 36 tys. śledztw w sprawie zbrodni nazistowskich. Ustalono imienną listę 172 tys. podejrzanych. 14 tys. z nich zasiadło na ławie oskarżonych. Skazano połowę z nich, z czego dwie trzecie na kary do jednego roku. Jedynie 9 proc. skazanych otrzymało wyroki ponad pięć lat, z czego 166 dożywocie. Na karę śmierci skazano 16 zbrodniarzy, z czego cztery wyroki wykonano. Kurt Schrimm nie ma wątpliwości, że taka statystyka chluby Niemcom nie przynosi.

Ma jednak też inną teorię. – Na ogół bywało tak, że to zwycięzcy sądzili zwyciężonych. Niemcy jednak sami zajęli się poszukiwaniem i sądzeniem zbrodniarzy, co jest przypadkiem wyjątkowym, przynajmniej jeżeli chodzi o zakres i intensywność tego rodzaju rozliczeń – mówi.

Oskar Gröning przyjął wyrok czterech lat więzienia ze spokojem, chociaż może on oznaczać w rzeczywistości dożywocie. Czy 94-letni buchalter z Auschwitz spędzi resztę życia za kratkami, rozstrzygną lekarze. W czasie procesu prosił o przebaczenie i podkreślał swą „moralną winę", chociaż – jak twierdził – nie miał krwi na rękach. Zajmował się zarządzaniem dobytkiem ofiar. Był członkiem Waffen SS i sam się do tej służby zgłosił.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 789
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 788
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 787
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 786