– Jest kandydatem, który bardzo mocno dzieli Europę i z całą pewnością nie rozumie Europy Środkowej – oświadczył przed szczytem w Brukseli premier Mateusz Morawiecki. Warszawa intensywnie zabiega, by zablokować objęcie funkcji szefa Komisji Europejskiej przez Fransa Timmermansa. Paradoksem jest to, że sprzeciwia się kandydatowi, który przedstawia się jako wyjątkowo związany z Polską.
Jego związki z naszym krajem zaczęły się od wsłuchiwania się w opowieści rodziców wdzięcznych za wyzwolenie Holandii przez dywizję gen. Stanisława Maczka. Jak wielokrotnie opowiadał Timmermans, w 1944 roku polscy żołnierze zatrzymali się w jego rodzinnym domu w Bredzie, nieopodal granicy z Belgią. – Jeden z nich był z zawodu krawcem i uszył mojemu ojcu, który miał sześć lat, malutki mundurek. Ojciec w ten sposób stał się maskotką oddziału – opowiadał.
W Bredzie pamięć o Maczku jest wciąż żywa. Tam na polskim cmentarzu przy ulicy Ettensebaan znajduje się grób generała. W Bredzie powstaje też muzeum Maczka. I w kultywowanie pamięci o polskich żołnierzach aktywnie włączył się Timmermans. Odegrał dużą rolę w rehabilitacji gen. Stanisława Sosabowskiego i żołnierzy 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej.
To nie koniec związków Timmermansa z Polską. Przyjaźnił się też z Guillaumem Siemieńskim, mieszkającym w Holandii potomkiem polskich powstańców. Siemieński, pracownik ONZ, zginął w trzęsieniu ziemi w 2010 roku na Haiti. Holenderski polityk podobno uwielbia czytać też Miłosza.
Troska o Polskę
Dlatego, gdy jako pierwszy wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej toczył z Polską głośny spór związany z praworządnością, swoje zaangażowanie tłumaczył autentyczną troską o nasz kraj. Nie każdy dał temu wiarę. Na przykład publicysta Rafał Ziemkiewicz nazwał Holendra „arcyszkodliwą kreaturą". Z drugiej strony „Gazeta Wyborcza" nadała mu w 2017 roku tytuł człowieka roku.