W poniedziałek pracownicy największego wydobywczego koncernu świata BHP Billiton przeżyli dramatyczne godziny. Ciągnięty przez cztery potężne lokomotywy skład 268 wagonów wyładowanych rudą żelaza miał jak co tydzień wyjechać z urobkiem z jednej z kopalń leżącej w rejonie Pilbara. To region w północnej części stanu Australia Zachodnia, leżący nad Oceanem Indyjskim, pomiędzy rzekami De Grey i Ashburton.
Maszynista, zanim wyruszył w trasę, wyszedł na chwilę z kabiny, by sprawdzić jeden z wagonów; musiał niedostatecznie zablokować lokomotywę, bo zdążył się sporo oddalić, kiedy pociąg ruszył. Maszyniście nie udało się ponownie wskoczyć do pociągu i rozpędzony, ważący setki ton wąż wagonów z rudą odjechał bez człowieka na pokładzie.
Skład miał przed sobą blisko 1000 km torów do Port Hedland 14-tysięcznego miasta na wybrzeżu, gdzie BPH Billiton zwykle przeładowuje rudę na statki. Kontrolerzy ruchu przeanalizowali wiele możliwości zatrzymania pociągu, ale rozpędzający się coraz bardziej skład pozostawił im tylko jedną - wykolejenie. Kierujący ruchem zdecydowali się to zrobić, gwałtownie przestawiając zwrotnice w pustynnym, niezamieszkałym rejonie, co gwarantowało zero ofiar. Do tego momentu pociąg przejechał sam ponad 57 mil (91 km), pisze Dow Jones.
Wykolejeniu czterech lokomotyw i 268 wagonów z rudą przyglądały się więc tylko kangury i inni czworonożni mieszkańcy australijskich bezdroży. Po wykolejeniu składu BHP Billiton oświadczył, że pracuje nad odgruzowaniem pociągu i usunięciem rudy żelaza z trasy. Operacja jest jednak bardzo skomplikowana i zajmie co najmniej tydzień. Ruch kolejowy w rejonie katastrofy został całkowicie wstrzymany.
Tymczasem wykolejenie australijskiego składu już ma wpływ na rynek rudy żelaza. Ceny w poniedziałek na giełdach metali podskoczyły o 2,3 proc. Handlujący zakładają spadek podaży, bowiem BHP całkowicie wstrzymał transport swoich pociągów z rudą z rejonu Pilbara.