Tak uznał Sąd Apelacyjny w Lublinie w wyroku z 24 września 2014 r. (sygn. akt I ACa 355/14).
Teresa i Roman C. podarowali swojemu starszemu synowi Bogumiłowi działkę z domem letniskowym. Na życzenie rodziców syn ustanowił na ich rzecz dożywotnie i nieodpłatne prawo użytkowania tej nieruchomości. Rok wcześniej Bogumił odebrał nowo wybudowane mieszkanie spółdzielcze wraz z miejscem postojowym. Wkład budowlany (ponad 336 tys. zł) pokryła matka, która pierwotnie sama zawarła umowę ze spółdzielnią, ale potem rozwiązała ją, a w jej miejsce wstąpił syn.
Gorycz ojca
Rodzinne stosunki pogorszyły się po śmierci Teresy C. Owdowiały Roman C. borykał się z trudnościami finansowymi: musiał się utrzymywać wyłącznie ze świadczenia przedemerytalnego w wysokości 960 zł. Jednocześnie pomagał finansowo młodszemu synowi Markowi, który rozpoczął studia. Relacje ze starszym synem, chłodne i powściągliwe już za życia matki, teraz popsuły się zupełnie: ojciec nie akceptował żony syna, miał żal, że ten po ślubie i wyprowadzce do innego miasta przestał go odwiedzać, nie zaprosił na chrzest wnuczki i nie pomaga finansowo. Roman C. twierdził też, że nie mógł jeździć na działkę letniskową, bo najczęściej domek zajmowała synowa i jej znajomi.
Wreszcie ojciec zarzucił synowi, że nie reagował na jego prośby o spłacenie młodszego brata. Roman C. twierdził, że wraz z żoną byli przekonani, że syn, który nabył mieszkanie za ich pieniądze, przekaże bratu równowartość połowy tego lokalu.
W efekcie ojciec odwołał darowiznę i zażądał zwrotu połowy wkładu budowlanego na spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu mieszkalnego oraz połowy kosztów wykończenia lokalu, a także połowy udziałów w nieruchomości letniskowej. Jako przyczynę odwołania darowizny Roman C. wskazał zerwanie przez syna więzi rodzinnych. Czarę goryczy miało przelać zachowanie syna, gdy ojciec trafił do szpitala po rozległych zawałach serca. Jak twierdził Roman C., Bogumił nie odwiedzał go w szpitalu i nie interesował stanem jego zdrowia.