Podjęcie przez Sejm 6 marca 2018 r. uchwały w sprawie sędziowskich członków Krajowej Rady Sądownictwa skłania do oceny legalności tego wyboru. Wątpliwości konstytucyjne budzi sama legalność ustrojowa wyboru sędziowskich przedstawicieli do KRS przez polityków, a także brak transparentności wyboru dla opinii publicznej (a nawet samych posłów), dostępność informacji o sylwetkach kandydatów i listach ich poparcia. Zastrzeżenia prawne, co było wielokrotnie podnoszone przez różne gremia, budzi także finalnie ukształtowany poprzez wybór krąg sędziów wyłonionych do KRS.
Ani z SN, ani z wojskowych
Zaczynając niejako od końca: skoro KRS „stoi na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów" (art. 186 ust. 1 Konstytucji RP), to oczywiste jest, że chodzi tu o niezależność sądów od pozostałych dwóch władz: ustawodawczej i wykonawczej. W jej skład nie mogą zatem wchodzić sędziowie podlegli służbowo przedstawicielom pozostałych władz, w szczególności prezesi sądów zależni od ministra sprawiedliwości – biorąc pod uwagę obecnie wyjątkowo szeroko rozciągnięte uprawnienia nadzorcze ministra w stosunku do osób zajmujących w sądach stanowiska funkcyjne. Wyklucza to możliwość uznania, że chodzi w tym wypadku o reprezentantów faktycznie gwarantujących wykonywanie konstytucyjnego zadania KRS, jakim jest obrona niezależności władzy sądowniczej. Wcześniej w Radzie byli prezesi i wiceprezesi sądów, ale wpływ ministra na ich pracę i możliwość odwołania kształtował się zupełnie inaczej.
Dodatkowo, w świetle art. 187 ust. 1 pkt 2 Konstytucji RP, KRS składać się powinna w swojej części „sędziowskiej" „z piętnastu członków wybranych spośród sędziów Sądu Najwyższego, sądów powszechnych, sądów administracyjnych i sądów wojskowych". Powtórzeniem tego zapisu jest art. 9a ust. 1 ustawy o KRS.
Znowelizowana ustawa o KRS wyraźnie rozgranicza dwa etapy: zgłaszania i wyboru kandydatów. Ta druga faza zaczyna się w świetle ustawy o KRS dopiero wówczas, gdy „właściwa komisja sejmowa" ustala listę piętnastu kandydatów na członków Rady spośród kandydatów wskazanych przez kluby poselskie i ewentualnie dokoptowanych przez Prezydium Sejmu. Pomijając kwestię, na ile wynikająca z ustawy procedura rzeczywiście pozwala mówić w ogóle o „wyborze" sędziów, jeśli już gdzieś szukać jakiegoś elementu elekcji kandydatów, to właśnie dopiero od tego etapu. Skoro tak, do fazy wyboru przy znowelizowanej procedurze wbrew jasnej treści art. 187 ust. 1 pkt 2 Konstytucji RP i jej powtórzenia w treści ustawy nie dotarł żaden sędzia SN, a w istocie i sądów wojskowych – bo jedyny zgłoszony reprezentant tych sądów (płk Mariusz Lewiński) jest od 2010 r. sędzią w stanie spoczynku i nie posiadał biernego prawa wyborczego do KRS. Mandat wybranego członka Rady wygasa wszak przed upływem kadencji z powodu przejścia w stan spoczynku (art. 14 ust. 1 pkt 6 ustawy), więc trudno logicznie wywodzić, że taki sędzia ma w ogóle prawo kandydowania do Rady.
Zauważyć należy, że o ile etapu zgłaszania kandydatów konstytucja nie reguluje, o tyle w przywołanym art. 187 ust. 1 pkt 2 jasno wymaga ona dokonania wyboru sędziowskich członków KRS także spośród sędziów Sądu Najwyższego i sądów wojskowych. Faktycznie zatem tak ukształtowana ustawowo procedura wyboru kandydatów do KRS nie realizowała jednoznacznej normy konstytucyjnej. Wprawdzie w ustawie zastrzeżono, że „dokonując wyboru, o którym mowa w ust. 1, Sejm, w miarę możliwości, uwzględnia potrzebę reprezentacji w Radzie sędziów poszczególnych rodzajów i szczebli sądów" (art. 9a ust. 2 ustawy o KRS), ale zapis ten dotyczył już ostatecznego składu KRS, a nie kręgu kandydatów, spośród których następuje wybór. Postawiono przy tym dodatkowy wymóg (nieprzewidziany w ustawie zasadniczej), aby taki kandydat musiał najpierw zyskać poparcie 25 sędziów lub 2000 obywateli. Zapewniająca standardy konstytucyjne procedura wyboru członków KRS powinna zaś zagwarantować wszystkim posłom przynajmniej możliwość wyboru kandydata z SN i sądu wojskowego, gdy tymczasem tutaj jej nie mieli – z winy ustawodawcy, bo ten wadliwie skroił procedurę wyłaniania kandydatów.