Tak orzekł Sąd Rejonowy w Grodzisku Mazowieckim w procesie działacza pro-life z Błonia oskarżonego o popełnienie wybryku nieobyczajnego.

Cała sprawa, o której pisaliśmy w „Rzeczpospolitej", zaczęła się w maju 2014 r. Dawid Wachowiak, posiadając wszystkie pozwolenia z urzędu miasta oraz od zarządcy drogi, ustawił w Błoniu 14 ogromnych plansz, na których przedstawione są m.in. abortowane dzieci. Wystawę po dwóch godzinach „aresztowała" straż miejska. Odzyskane banery ustawiono przy kościele. Stamtąd również je zabrano.

– Mieliśmy telefony od oburzonych mieszkańców, którzy mówili, że taka wystawa nie powinna być prezentowana w przestrzeni publicznej – tłumaczył nam wówczas burmistrz Błonia Zenon Reszka.

Sprawa znalazła swój finał w sądzie. Wachowiakowi zarzucono popełnienie wybryku nieobyczajnego. Sąd uwolnił go od zarzutu, wskazując, że miał wszystkie wymagane pozwolenia. Stwierdził też, że uznanie za niedopuszczalne takiej formy wyrażania swojego sprzeciwu wobec aborcji mogłoby w skrajnej sytuacji doprowadzić do absurdu polegającego na tym, że samo propagowanie ochrony życia zostałoby uznane za sprzeczne z ogólnie przyjętymi normami.

Sąd dopatrzył się za to złamania prawa przez sekretarza miasta i ukarał go grzywną za przekroczenie uprawnień, czyli nakaz demontażu wystawy. Wytknął mu, że nawet liczne telefony obywateli nie były podstawą do takiego działania.