Aby wydać w Warszawie pierwszy numer „Rzeczpospolitej", trzeba było spełnić wymogi specjalnego dekretu Naczelnika Państwa. Samo zgłoszenie wydawania gazety było dość proste: należało zgłosić do lokalnego urzędu administracji państwowej m.in. tytuł, nazwisko redaktora naczelnego, a także wskazać drukarnię, gdzie pismo będzie drukowane. W wydawaniu pisma było jednak kilka ograniczeń.
Redaktorem naczelnym mogła być osoba korzystająca z pełni praw, nieosadzona w areszcie i „stale zamieszkująca w Państwie Polskiem". Gdyby szef pisma trafił za kratki, redakcja musiała poinformować, że ustępuje on ze swojej funkcji. Brzmienie art. 18 tego dekretu sugeruje, że każdy wyjazd za granicę (niekoniecznie na stałe) też obliguje naczelnego do ustąpienia.
Czytaj także: Pierwsze strony „Rzeczpospolitej". Takie były
„Prasa jest wolna" – głosił art. 1 dekretu. Jednak bez zezwolenia władz wojskowych nie wolno było informować o ruchu wojsk. Zresztą wiosną 1920 r. dowództwo armii samo dbało, by nie udostępniać prasie zbyt wiele złych wiadomości z frontu. W pierwszym numerze „Rz" zamieszczono wzmiankę, że „sytuacja strategiczna układa się dla nas pomyślnie", nasze wojska „zajęły najdogodniejsze do taktyki obronnej pozycje", a oddziały grupy gen. Sikorskiego „odzyskały utracony przed paroma dniami Czarnobyl".
Tymczasem już od dziesięciu dni konna armia Siemiona Budionnego po przełamaniu frontu siała spustoszenie na polskich tyłach i zmuszała nasze wojsko do odwrotu. Ofiar było znacznie więcej niż 66 lat później, gdy w tymże Czarnobylu wybuchł reaktor jądrowy.