Choroba adwokata nie odroczy rozprawy

Sąd uznał, że choroba adwokata nie jest powodem do odroczenia rozprawy, bo mógł wyznaczyć substytuta. Pełnomocnik jednak jak artysta często jest nie do zastąpienia.

Aktualizacja: 25.10.2015 12:10 Publikacja: 24.10.2015 20:00

Choroba adwokata nie odroczy rozprawy

Foto: 123RF

Ze zdziwieniem przeczytałem wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie, w którym uznał, że choroba pełnomocnika nie musi być powodem do odroczenia rozprawy. Zdaniem sądu tylko obłożnie chory pełnomocnik nie mógłby udzielić dalszego pełnomocnictwa – czytaj: wyznaczyć substytuta do prowadzenia sprawy. Już w 1993 r. Sąd Najwyższy wyraził pogląd, że nie ma prawnej definicji choroby obłożnej, i sugerował, że jest to choroba powodująca istotne i trwałe zakłócenie warunków codziennej egzystencji chorego, wymagająca otoczenia go stałą opieką lekarską. Czy Sąd Apelacyjny o tym zapomniał? Uznał, mimo zaświadczenia lekarza sądowego (a nie zwykłego lekarza), że pełnomocnik mógł ustanowić zastępcę, tym bardziej że korzystał z tej możliwości w procesie przed sądem pierwszej instancji. Choroba profesjonalnego pełnomocnika – zdaniem sądu – „nie zwalnia sama przez się z obowiązku należytej staranności, mającej na celu zabezpieczenie interesów klientów". Bez wątpienia sąd ma rację, tylko czy wyznaczenie substytuta jest właśnie należytą starannością? W tym przypadku – z całym szacunkiem – nie dla mnie.

Szczególna więź

I tu zaczynają się moje wątpliwości. Pomijając kwestie choroby, gdy klient zwraca się o prowadzenie sprawy do konkretnego adwokata czy radcy prawnego, to z reguły ma do tego podstawy. Albo pełnomocnik jest uznanym autorytetem, albo został rekomendowany jako „dobry", albo nawet, jeśli został wzięty z książki telefonicznej czy internetu, to zawierając umowę, między nim a klientem nawiązuje się więź zaufania. Klient musi mieć zaufanie do swojego pełnomocnika. Ta więź czasami trwa, niestety, tylko do chwili, gdy klient da zaliczkę i zostawi prawnika w spokoju.

Przy podpisaniu pełnomocnictwa prawie zawsze klient podpisuje klauzulę, że pełnomocnik może ustanowić dalszych pełnomocników – według uznania. To prawo – moim zdaniem – jest w Polsce nadużywane. Często klient, jeśli uczestniczy w rozprawie, jest na tyle zaskoczony, że nie rozumie i nie oponuje (zresztą czy sąd go wysłucha), gdy zamiast autorytetu, któremu dał pełnomocnictwo, w sądzie reprezentuje go inny adwokat czy radca albo i aplikant.

Nawet substytut będący doświadczonym prawnikiem dostaje czasem akta sprawy w ostatniej chwili i czyta je dopiero przed wejściem do sali rozpraw. Czasami dopytuje klienta o szczegóły, które tenże przekazał pełnomocnikowi podczas pierwszego spotkania.

Prawo klienta

Wróćmy jednak do sprawy krakowskiej. Sąd Apelacyjny stwierdził, że pełnomocnik nie wykazał, że jest na tyle obłożnie chory, by nie mógł udzielić dalszego pełnomocnictwa. Krótko mówiąc, sąd uznał, że wyznaczenie w takiej sytuacji substytuta byłoby równoznaczne z prawidłową reprezentacją mocodawcy. Naprawdę?! Czy dla sądu nie jest oczywiste, że wybór tego, a nie innego pełnomocnika jest podstawowym prawem klienta? Czy nie dostrzega, że pełnomocnik, właśnie nie wyznaczając substytuta, daje stronie pewność, że jej prawa w postępowaniu będą należycie chronione? Można by zadać jeszcze więcej pytań, dlaczego sąd wydał taki, a nie inny wyrok.

Odrębny problem to nadużywanie przez profesjonalnych pełnomocników różnych powodów do odraczania spraw, co jest właściwie bezkarne. Sąd jest bezradny. Albo pełnomocnik chory, albo klient za granicą, albo świadkowie nie przybyli. To odbija się na ogólnym nastawieniu sędziów, którzy uważają, że uzasadnianie wniosków o przełożenie rozprawy z powodu choroby pełnomocnika jest tylko pretekstem do odraczania procesu. Rzeczywiście często tak jest. Nie oznacza to jednak, że prawa klienta do bycia reprezentowanym przez wybranego pełnomocnika mają być naruszane, a w tym przypadku moim zdaniem sąd właśnie je naruszył.

Więcej cierpliwości

Kanada nie jest wolna od podobnych praktyk. Sądy są jednak cierpliwe do momentu, gdy sędzia uzna, że działanie strony czy pełnomocnika jest w złej wierze lub niedbalstwem. Wtedy może nakazać, i często to robi, żeby rozprawa odbyła się w określonym terminie bez względu na niestawienie się strony, pełnomocnika czy świadków. Czy nie warto się zastanowić nad mutatis mutandis wprowadzeniem takiego rozwiązania w Polsce?

Sam kiedyś w trakcie procesu dostałem ataku kamicy nerkowej. Wylądowałem w szpitalu. Dla sędziego zdarzenie to nie było wystarczające, by odroczyć rozprawę. Postawił ultimatum, by tego samego dnia dostarczyć zaświadczenie ze szpitala wystawione przez lekarza odpowiedzialnego za moje leczenie, że nie mogę uczestniczyć w rozprawie, i to pod rygorem wydania zaocznego wyroku, niekorzystnego dla mojego klienta. Sędzia nie sugerował natomiast, by mój wspólnik z niemal identycznym doświadczeniem czy inny adwokat zastąpił mnie na rozprawie. Dodam, że po kilku miesiącach przerwy spowodowanej chorobą wygrałem sprawę mojej klientki, bo byłem przygotowany do polemiki z dwoma profesorami medycyny na temat choroby Alzheimera. Czy mój wspólnik lub aplikant, którego bym wówczas wyznaczył, mógł zrobić to samo? Nie mógł bez przygotowania, które zajęło mi kilkanaście godzin.

Jestem przeciwny nagminnemu zlecaniu spraw substytutom. Na szczęście przybywa radców prawnych i adwokatów i mam nadzieję, że zarówno oni, jak i sądy zrozumieją, że tak jak artysta, konkretny pełnomocnik jest często nie do zastąpienia.

Autor jest adwokatem i od 34 lat prowadzi kancelarię w Montrealu

Ze zdziwieniem przeczytałem wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie, w którym uznał, że choroba pełnomocnika nie musi być powodem do odroczenia rozprawy. Zdaniem sądu tylko obłożnie chory pełnomocnik nie mógłby udzielić dalszego pełnomocnictwa – czytaj: wyznaczyć substytuta do prowadzenia sprawy. Już w 1993 r. Sąd Najwyższy wyraził pogląd, że nie ma prawnej definicji choroby obłożnej, i sugerował, że jest to choroba powodująca istotne i trwałe zakłócenie warunków codziennej egzystencji chorego, wymagająca otoczenia go stałą opieką lekarską. Czy Sąd Apelacyjny o tym zapomniał? Uznał, mimo zaświadczenia lekarza sądowego (a nie zwykłego lekarza), że pełnomocnik mógł ustanowić zastępcę, tym bardziej że korzystał z tej możliwości w procesie przed sądem pierwszej instancji. Choroba profesjonalnego pełnomocnika – zdaniem sądu – „nie zwalnia sama przez się z obowiązku należytej staranności, mającej na celu zabezpieczenie interesów klientów". Bez wątpienia sąd ma rację, tylko czy wyznaczenie substytuta jest właśnie należytą starannością? W tym przypadku – z całym szacunkiem – nie dla mnie.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb