Rz: Od lat walczy pan z polską skarbówką. W sądzie cywilnym toczy się pana proces o gigantyczne odszkodowanie za błędne decyzje podatkowe, teraz założył pan Fundację Praw Podatnika. Czy to kolejny front walki, zemsta?
Marek Isański:
Na pewno nie zemsta. To mój obywatelski obowiązek. Chyba nikt w Polsce nie ma tak unikatowej wiedzy o patologiach naszego systemu podatkowego. Nikt nie poświęcił – nie musiał – dwudziestu lat życia, mnóstwo zdrowia i pieniędzy, aby zauważyć, że w demokratycznym państwie, w którym obowiązuje konstytucja i są niezawisłe sądy, łamane są powszechnie prawa podatników. I nikt w zasadzie tych praw nie broni. I co należy zrobić, aby stan ten zmienić. To naprawdę unikatowa wiedza. Bo skoro inni nie zauważyli, że są łamane prawa podatników, to przecież nie wiedzą, że trzeba ten stan zmienić, ani jak tego dokonać.
Ja przeszedłem ponad czterysta postępowań administracyjnych i ponad dwieście spraw sądowych (warto dodać, że dotyczących dwustu takich samych transakcji gospodarczych). Urzędnicy po prostu chcieli mnie doprowadzić do bankructwa i prawie im się udało. Wojnę, którą zafundował mi fiskus, wygrałem. Nie jest to może szczególny powód do dumy dla mnie jako podatnika, że na wojnę z własnym państwem zmarnowałem dwadzieścia lat, ale na pewno jest to wstydliwy fakt dla państwa, które dręczyło swojego obywatela, stawiając mu – jak się okazało – bezzasadne zarzuty.
Jeśli podatnicy w Polsce są na spalonej pozycji, to czy ich sytuację może poprawić kolejna fundacja?