Podczas Marszu Równości w stolicy Podlasia doszło do ataków słownych i fizycznych na jego uczestników ze strony zgromadzonych tam kiboli, którzy legalny marsz blokowali. Odnosząc się do tych wybryków premier powiedział, że nie ma w Polsce miejsca na takie chuligańskie, barbarzyńskie traktowanie drugiego człowieka (to zresztą gwarantuje prawo), a policja ochrania każdego i zmierza do wyłapania wszystkich agresorów. I rzeczywiście, w ciągu czterech dni udało się zidentyfikować ponad 90 chuliganów, a wielu z nich usłyszało zarzuty popełnienia przestępstwa lub wykroczenia.

Czytaj także: Białystok: Ustalono tożsamość 72 osób, które łamały prawo w czasie Marszu Równości 

Nie łudźmy się jednak. Zgromadzenia uliczne mają swoją specyfikę, i zwłaszcza gdy chodzi o manifestacje o wymowie obyczajowej, ideologicznej, nie ma gwarancji 100 proc. porządku. Przecież nawet w więzienich dochodzi do buntów. Na szczęście na ulicy nikt nie jest praktycznie anonimowy nawet w tłumie, i jeśli złamał prawo, poniesie karę. Chodzi o to, by do łamana prawa nie dochodziło.

W dyskusji wokół burd w Białymstku i reakcji policji umyka nieco kwestia, że akcja służb i sankcje karne nie wystarczą, nie mówiąc o tym, że zawsze są reakcją post factum. Wywołujący czy przystępujący do burd ulicznych, łamania prawa w miejscu publicznym wiedzą przecież, że w dobie wszechobecnego monitoringu nie mają szans na ukrycie się, i jeśli ich to nie powstrzymuje, to widocznie ulegają silnym emocjom. Groźba kary jest dla nich mniej ważna niż potrzeba rekacji, nawet agresywanej, na ideowego przeciwnika.

Państwo ma obowiązek ochrony manifestujących, zagwarantowania wolności publicznego wyrażania różnych poglądów. Pytanie, jakimi siłami i kosztami. To tym bardziej zasadne, gdy policja i sankcje nie wystarczą. Musimy zatem więcej wymagać od organizatorów zgromadzeń i zadbać o ich odpowiednie odseparowanie. Nie miejmy jednak złudzeń. W życiu społecznym będą spory i będą starcia. To tak jaby wymagać, że nie będzie nigdy kłótni w rodzinie. Prowokatorzy i agresorzy powinni pamiętać, że sami mogą być przedmiotem prowokacji, lepiej jednak nie dawać im takiej szansy.