Muszę przyznać, że ostatnimi czasy naurągałem na to, co czyni rząd z prawem, i zaczynam wątpić, by zapewnienia partii, że Polska po wyborach będzie prawdziwym państwem prawa, miało dziś jakiekolwiek – prócz historycznego – znaczenie. Niedotrzymywanie wyborczych obietnic w znanych mi krajach zwykle kosztuje. Ale w Polsce nikt nie patrzy, że wyborcy zostają oszukani nie przez brak finansów, ale przez żądzę rządzenia i władzy. I czym częściej słyszę absurdalne z punktu widzenia prawa wypowiedzi posłów, tym bardziej podziwiam supersekretarza. Zezłoszczonym chcę tylko przypomnieć, że Sąd Najwyższy już raz odrzucił prawo dochodzenia na drodze sądowej spełnienia obietnic wyborczych.
Teraz zajmę się jednak czymś, do czego skłoniło mnie powiedzenie Reja: „A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają". Dotyczyło to łaciny, a teraz jest to zalew angielszczyzny lub raczej spolszczonych wyrazów języka angielskiego, które wypędzają polski język na dalszy plan, nawet w ustawach (np. ustawa o timeshare). To, co mnie uderza, to nie tylko już tak zakorzenione, że nie do odwrócenia używanie spolszczeń słów potocznych – za moich czasów wyśmiewana „kara na kornerze", ale i zwrotów z prawa anglosaskiego, w znaczeniu odbiegającym od ich oryginału.
W którym to kościele dzwonią?
Słuchałem niedawno wywiadu z radcą prawnym z bardzo poważnej kancelarii – w rankingu „Rzeczpospolitej" w pierwszej piątce, który beztrosko dyskutował o angielskim „double jeopardy" – czyli zakazie „podwójnego karania", porównując go z polskim prawem. Miał mgliste pojęcie, na czym angielski – (a i polski) zakaz podwójnego karania polega. Res iudicata, drogi Panie Radco! Dał się w to wrobić również rzecznik praw obywatelskich, który skierował do Trybunału Konstytucyjnego skargę, zarzucając w niej, że kierowcy są podwójnie karani: mandaty plus punkty i odebranie prawa jazdy. A co z karą więzienia, na którą niektórzy sprawcy wypadków są też słusznie skazywani? Dołączyła się do skargi Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
Zastrzeżenia skarżących budzą przepisy dotyczące zatrzymywania prawa jazdy: mają być niezgodne z konstytucją, ponieważ dopuszczają podwójne karanie za to samo przewinienie – zarówno w trybie administracyjnym, jak i karnym. Wypisz – wymaluj, ktoś słyszał, że dzwonią, tylko nie wie, w którym kościele! Kierowcy, którzy przekroczą dozwoloną prędkość o 50 km/h (ustawy podają prędkość na godzinę po angielsku jako „jako xx km/h, a nie na /g) płacą mandat w wysokości od 400 do 500 zł, dostają dziesięć punktów karnych i tracą prawo jazdy na trzy miesiące. A zawodowi kierowcy są także zwalniani z pracy – co wydaje się logiczne, jeśli tracą uprawnienia do wykonywania zawodu. Moim zdaniem w skardze zachodzi jakieś nieporozumienie. Podwójne, a nawet potrójne karanie za ten sam czyn bywa jak najbardziej słuszne i nie trzeba uciekać się do anglosaskich pojęć, żeby wyjaśnić, co znaczy znane od czasów rzymskich pojęcie prawne – res iudicata. Powaga rzeczy osądzonej ma uchronić od sporów „o to samo". To, co jest istotne przy res iudicata – ponowny spór jest niedopuszczalny między tymi samymi stronami o ten sam przedmiot sporu lub to samo przestępstwo. To o co chodzi z mandatami? Że za ten sam czyn winny otrzymuje orzeczenie karzące go za to samo przestępstwo dwoma rodzajami sankcji? Moim zdaniem takie orzeczenie jest nie tylko dopuszczalne, ale i zgodne z prawem!
Te same strony, ten sam czyn...
Weźmy na przykład wybudowanie obiektu bez zgody organów administracyjnych. Ile będzie kar? Po pierwsze, kara za brak pozwolenia, po drugie, nakaz wyburzenia (jeśli na przykład wieżowiec stanie w okolicy lotniska na drodze ścieżki podchodzenia do lądowania), a jeśli po wybudowaniu rozbije się o obiekt samolot, kara za przestępstwo. Można przy tym przewidzieć jeszcze inne procesy, cywilne i karnoadministracyjne. Czy to oznacza, że nastąpiło podwójne czy wielokrotne ukaranie? Absolutnie tak. Tylko następuje zbieg różnych przepisów przewidujących dla tej samej sytuacji, deliktu, różne – wcale niewyłączające się konsekwencje prawne, co jest jak najbardziej zgodne z prawem i konstytucją. Byłoby bezprawne wówczas, gdyby sprawę braku pozwolenia na budowę rozpatrywano po raz drugi. Właściciel przed wypadkiem zapłaciłby 1000 zł, a po wypadku kara zostałaby podniesiona do setek tysięcy. Te same strony, ten sam czyn, postępowanie między tymi samymi podmiotami – niedopuszczalne i niekonstytucyjne. Gdybyśmy natomiast szli tokiem myślenia, który przyjęli skarżący, podwójne karanie za przekroczenie szybkości, to natychmiast nasuwa się pytanie: Czy możliwe jest ukaranie za przestępstwo nie tylko karą więzienia, ale i zwrotem przedmiotu kradzieży, naprawieniem szkody, oddaniem pod dozór kuratora sądowego itp. Czy ktoś miałby jakiekolwiek obiekcje do takiego wyroku? Wątpię. Dlaczego więc dwie kary, które są przewidziane za przekroczenie prędkości, miałyby być niekonstytucyjne?