W połowie marca 5,5 tys. młodych kandydatów do korporacji adwokackiej i radcowskiej pisało egzamin zawodowy. Miesiące nauki, cztery dni gigantycznego stresu i w piątek wieczorem, w ostatnim dniu egzaminu, uczucie ulgi.

Niestety, nie na długo. Na aplikanckich forach zawrzało. Był przeciek w jednej z komisji w Warszawie. Jeden ze zdających egzamin adwokacki z prawa cywilnego wśród orzeczeń, które można mieć przy sobie w czasie egzaminu, miał też zaznaczone dużym wykrzyknikiem. Nagle wiele osób zaczęło kserować to orzeczenie. Kopiowany wyrok dotyczył sprawy podziału majątku – i właśnie takie było zadanie do rozwiązania. Członkowie komisji, w której doszło do przecieku, po zapoznaniu się z treścią zadania uznali, że „istnieje istotna zbieżność pomiędzy niektórymi elementami stanu prawnego orzeczenia i treścią zadania". Sprawa trafiła do prokuratury. Trwa postępowanie sprawdzające. Lada dzień ma zapaść decyzja, czy postępowanie zostanie wszczęte, czy prokuratura odmówi zajęcia się sprawą.

Bez względu na to, co zdecyduje prokuratura, niesmak pozostanie. Takie zdarzenia generują negatywne opinie o wszystkich egzaminach. A przecież akurat ten jest wstępem do wykonywania zawodów zaufania publicznego. Trudno się dziwić rozżalonym aplikantom, którzy piszą do ministra sprawiedliwości, by unieważnił egzamin. Walczą o swoje. Tym bardziej że w tym roku zadanie z prawa cywilnego zaskoczyło wielu. Pierwsze wyniki komisji nie napawają optymizmem – ponad 40 proc. oblewa właśnie prawo cywilne. Ci, którzy nie zdadzą, pozostaną z poczuciem niesprawiedliwości i krzywdy. Ci, którym się uda, będą chcieli szybko zapomnieć o egzaminacyjnym maratonie i zawirowaniach po przecieku.

To nie powinno się zdarzyć. Po raz kolejny okazuje się, że takie przedsięwzięcie to sprawdzian wiedzy nie tylko dla aplikantów, ale i tych, którzy go organizują. W tym roku ta druga strona go nie zdała.