Obserwując wymianę poglądów pomiędzy rządzącymi a przedstawicielami wymiaru sprawiedliwości, odnoszę niekiedy wrażenie, że drugorzędne znaczenie mają merytoryczne argumenty, a górę biorą emocje. One zaś mają bezpośrednie przełożenie na język i sposób wypowiadania się obu stron.
Jeśli prześledzić wystąpienia telewizyjne lub wpisy w mediach społecznościowych, zwłaszcza na Twitterze, to okaże się, że wywody charakterystyczne dla polityków, zawarta w nich agresja i czarno-białe podejście do omawianych spraw zostały z dobrodziejstwem inwentarza przejęte przez sędziów czy adwokatów. Postronny widz wiedział niegdyś, że passusy o niemożności zgwałcenia prostytutki albo wypowiedzi chwalące karcenie cielesne dzieci służą po prostu zbiciu politycznego kapitału i brał na to poprawkę. Dziś zaś, czytając sekwencje przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości, zadawać sobie może pytanie, co się stało z kulturą wypowiedzi, merytoryczną dyskusją i siłą spokoju, której większość z nas oczekuje od przedstawicieli tego środowiska.