Pojawiające się w ostatnim czasie pomysły, by umożliwić wydziałom prawa prowadzenie aplikacji do zawodów radcy prawnego i adwokata, wymagają komentarza. Tym bardziej że wykraczają poza znany z prozy i filmów schemat „zabrali bogatym, oddali biednym". A tak usiłuje się to przedstawić. Ze strony rządu padają porównania do modelu tanich sieci handlowych. Dyskonty cieszą się ogromnym zainteresowaniem Polaków i jako takie mają być wzorem również dla tzw. aplikacji uniwersyteckich (tak będę nazywał ten model, w odróżnieniu od aplikacji samorządowych).
Uważam, że takie porównanie jest dla uniwersytetów, wydziałów prawa wysoce krzywdzące. Nigdy swojej Alma Mater, czyli Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, nie przyrównałbym do dyskontu. Przy całym szacunku dla każdej sieci handlowej, nauka to jednak zupełnie inna bajka. Inna, bo studia uniwersyteckie są jedną z ostatnich ostoi ogólnohumanistycznego wykształcenia, krytycznego myślenia, wykwintnej wiedzy podanej przez najlepszych wykładowców.
Na tym polu nikt mojego uniwersytetu (i pozostałych) nie zastąpi. Tu uniwersytety są niedościgłym wzorem uprawiania teoretycznej i eklektycznej nauki. Dlatego właśnie szkolenie zawodowe, praktycznie przygotowujące do wymagających zawodów radcy prawnego czy adwokata, prowadzone jest przez samorządy prawnicze. Po to, by nie mieszać ról: uniwersyteckiej i praktyki wykonywania zawodu. A tak może się stać, bo ktoś, opierając się na nieznanych nam kryteriach, wpadł na pomysł, by te role odwrócić. A dokładnie tylko jednej ze stron procesu kształcenia prawników w Polsce – uniwersytetów.
Odwrócone role
Opierając się przy tym na mitycznym przekonaniu, że aplikacja to żyła złota, kusi się świat nauki, by stał się światem praktyki. Pragnę więc poinformować tych, którzy nie wiedzą, że owa „żyła" z zyskami ma tyle wspólnego, co rodowity Tatar z potrawą zwaną tatarem. Każda złotówka z ministerstwa musi być skrupulatnie z nim rozliczona, sprawozdana i opisana. Na aplikacji nie zarabiamy. Pokrywamy jej koszty. Tyle. Nie budujemy z aplikacyjnych wpływów siedzib, nie kupujemy samochodów. Za te środki prowadzimy wyłącznie szkolenie. Eldorado zatem pozostanie nieodkrytym mitem.
Aplikacja ma przygotować aplikanta nie tylko do zdania egzaminu, ale nade wszystko do praktycznego, profesjonalnego wykonywania zawodu. Poprzestanie na tym pierwszym będzie dawało o sobie znać z każdym przegranym procesem, złą poradą, ludzkim nieszczęściem wynikającym nie ze złej woli, ale z braku praktyki. Nic nie zastąpi relacji mistrz – uczeń, która jest możliwa tylko w obrębie patronatu.