Rozstrzygnięcie to nie wzmacniało pozycji sędziów względem ministra sprawiedliwości, który od tej pory mógł niemal dowolnie wpływać na finanse sędziów dojeżdżających do pracy. Szczęśliwie temat stał się w istocie nieaktualny, gdy od stycznia 2016 r., za sprawą wiceministra Łukasza Piebiaka, wysokość „kilometrówki" została podniesiona z 30 do 60 groszy za kilometr, co może nie było całkowicie satysfakcjonujące, ale przynajmniej pokrywało rzeczywiste koszty benzyny.
Na tym jednak nie koniec. Kolejny pomysł ministra Grabarczyka na sięgnięcie do kieszeni sędziów pojawił się podczas procesu legislacyjnego w sprawie nowelizacji prawa o ustroju sądów powszechnych, zwanej Lex Biernacki. W trakcie dwóch kolejnych posiedzeń podkomisji poseł Robert Kropiwnicki (PO) zgłosił – formalnie jako poprawki poselskie – dwie „wrzutki legislacyjne", czyli przygotowane w Ministerstwie Sprawiedliwości zupełnie nowe przepisy zdecydowanie niekorzystne dla sędziów.
Przewidziano całkowitą rezygnację ze zwrotu kosztów przejazdu, ale – nie wiedzieć czemu – tylko dla sędziów sądów rejonowych. Sędziowie wyższych szczebli mieli to uprawnienie zachować, jeśli mieszkali ponad 20 kilometrów od siedziby sądu.
Iustitia po raz kolejny uznała te propozycje za zagrażające standardom konstytucyjnym. Artykuł 178 ust. 2 konstytucji stanowi, że sędziom zapewnia się warunki pracy i wynagrodzenie odpowiadające godności urzędu oraz zakresowi ich obowiązków. Przepis ustawy zasadniczej w żaden sposób nie uzależnia tych warunków od szczebla sądownictwa. Nie było wiadomo zatem, skąd propozycja pozostawienia prawa do zwrotu kosztów dojazdu sędziom sądów okręgowych i apelacyjnych, a pozbawienia tego prawa sędziów sądów rejonowych. Również Krajowa Rada Sądownictwa krytycznie oceniła projekt, co doprowadziło do kuriozalnej sytuacji, gdy dwoje parlamentarzystów PO zasiadających w KRS zgłosiło „zdanie odrębne" od krytycznej uchwały, choć żaden przepis tak dziwnej formy nie przewidywał.
Innowacyjne pomysły
Protesty, rzecz jasna, na nic się nie zdały. Któż by tam słuchał głosu sędziów? 20 lutego 2015 r. Sejm uchwalił kontrowersyjne przepisy zgodnie z wersją rządową. Senat nie wniósł poprawek. Na skutek zmasowanej akcji środowiska sędziowskiego prezydent Komorowski podjął jednak decyzję o skierowaniu ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Co prawda z sześciu głównych zarzutów stawianych tej nowelizacji uwzględnił dwa: dotyczące dostępu ministra sprawiedliwości do akt spraw będących w toku oraz do systemów informatycznych sądów. Poza wnioskiem znalazła się niestety, m.in. kwestia likwidacji zwrotu kosztów przejazdu dla większości sędziów. Niemniej był to pierwszy znany przypadek, kiedy udało się – przynajmniej częściowo – powstrzymać wejście w życie szkodliwych dla funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości przepisów przygotowanych przez Ministerstwo Sprawiedliwości.
Trybunał Konstytucyjny wydał 14 października 2015 r. wyrok (Kp 1/15), w którym stwierdził, że przyznanie ministrowi sprawiedliwości prawa żądania akt każdej sprawy prowadzonej przez każdy sąd oraz wglądu w te akta jest niezgodne z konstytucją. Co prawda, orzeczenie to nie dotyczyło „kilometrówek", ale w rezultacie, na wniosek Iustitii prezydent Duda całą ustawę odesłał do Sejmu obecnej kadencji, który nie podjął nad nią dalszych prac.