Seria wywiadów, których udzielił w ostatnim czasie Jarosław Kaczyński mediom spoza swojego ścisłego obozu, została odczytana być może nie całkiem zgodnie z zamiarami prezesa PiS. Szło przecież jak zwykle o to, żeby opowiedzieć, jak jest wspaniale, ile już zostało zrobione i jak wiele jeszcze zrobione zostanie. Tymczasem wnioski wyciągnięto pod wieloma względami zgoła odmienne.
Jednym z przewijających się we wszystkich rozmowach wątków był imposybilizm. Według tłumaczeń Kaczyńskiego imposybilizm miał być przyczyną niezrealizowania niektórych planów i zamierzeń. Trzeba z tego wyciągnąć wniosek, że PiS, mimo sprawowania niepodzielnej władzy w kraju od blisko już sześciu lat, nie było w stanie tych trudności pokonać ani zmienić systemu, tak aby imposybilizm wyeliminować. To w gruncie rzeczy przyznanie się do poważnej porażki, szczególnie jeśli do tego dorzucimy listę spraw niezrealizowanych. A jest ona znacznie dłuższa, niż byłby skłonny publicznie przyznać Kaczyński.
Wadliwe państwo
Warto jednak skupić się na samym imposybilizmie, bo – jak to często z prezesem PiS bywa – diagnoza jest trafna, ale metody walki z problemem stają się coraz gorsze i ostatecznie mogą przynieść efekty szkodliwsze niż sama choroba.
Cóż miał oznaczać imposybilizm? Jest to strukturalna i systemowa niezdolność rozumianego szeroko aparatu państwa do realizacji jakichkolwiek planów, wykraczających poza oklepaną i dobrze oswojoną przez system rutynę. Na imposybilizm składają się różne mniej lub bardziej wymierne czynniki: wygodnictwo urzędników, strach tychże przed podejmowaniem śmielszych decyzji i braniem na siebie odpowiedzialności, poczucie aparatu, że premiowana jest bierność, a nie aktywność, fatalna jakość legislacji i samego aparatu legislacyjnego, tak zwana silosowość, czyli niezdolność poszczególnych resortów lub, szerzej, dziedzin państwa do współdziałania nawet przy strategicznych przedsięwzięciach oraz wiele innych przyczyn. Trzeba się zgodzić, że faktycznie jest to i był od lat ogromny problem polskiego państwa. Diagnoza była zatem trafna.
Imposybilizm jest, jako się rzekło, problemem systemowym i zwalczyć go można również jedynie systemowo. Dla przykładu: jeśli istnieje kłopot z podejmowaniem przez urzędników decyzji, bo bierność bardziej popłaca, trzeba odpowiednio dostroić system odpowiedzialności urzędniczej, tak aby urzędnik odpowiadał nie tylko za błędną decyzję, ale też za swoją bierność. W przeciwnym wypadku bierność zawsze będzie bezpieczniejszym wyjściem. Jak jednak wiadomo, w Polsce ustawa o odpowiedzialności urzędników jest fikcją, a zresztą sam Kaczyński był sceptykiem, gdy idzie o pociąganie pracowników administracji do odpowiedzialności.